Eva Chełmecka – Pokolorujmy swój świat

Opublikowano: 31 października 2016

Dzięki wyobraźni mogę tworzyć swoje własne światy, które rządzą się takimi zasadami, jakich tylko zapragnę; tam królują ogromne przeskalowane kwiaty, monstrualnie przewyższające rozmiarem nosorożce. Tam niebo może mieć dowolny kolor. W ogóle kolory mogą być bardziej… barwne – mówi malarka Eva Chełmecka

Dlaczego wyobraźnia jest tak ważna w pani twórczości?

malarka Eva Chełmecka– W swoich pracach staram się pokazywać coś więcej aniżeli fotografia, coś więcej niż widzi ludzkie oko, opowiadać o czymś, co nosi w sobie jakiś pierwiastek duchowy, ezoteryczny, kosmiczny… Staram się, aby moje obrazy nie grzęzły zbytnio w prozaicznej rzeczywistości, ale aby pokazywały jakieś inne subiektywne spojrzenie na otaczające nas świat, przyrodę, człowieka.

Moim zdaniem, w czasach wszechobecnej dzisiaj fotografii wierne odwzorowanie rzeczywistości przestało mieć jakikolwiek sens, jest pewnego rodzaju stratą czasu. Jedyne, co – według mnie – liczy się w sztuce i co może być dla kogokolwiek interesujące, to jest właśnie owo subiektywne spojrzenie, jakaś oryginalność wizji. Dzięki wyobraźni mogę tworzyć swoje własne światy, które rządzą się takimi zasadami, jakich tylko zapragnę; tam królują ogromne przeskalowane kwiaty, monstrualnie przewyższające rozmiarem nosorożce. Tam niebo może mieć dowolny kolor. W ogóle kolory mogą być bardziej… barwne, a nie tylko takie, które obserwujemy w naturze, ponieważ świat wyobraźni po prostu nie ma granic i dlatego tak interesujące jest eksplorowanie jego rubieży.

Pani prace są przepełnione surrealistyczną atmosferą?

– Ponieważ często czerpię ze świata marzeń sennych, świata halucynacji, świata wizji medytacyjnych, ezoterycznych, w niektórych pracach rzeczywiście unosi się surrealistyczna atmosfera, która przenosi nas w trochę inny, ponadnaturalny wymiar. Zresztą ja uwielbiam surrealizm! Wielu twórców tego nurtu fascynuje mnie od dziecka i to on w zasadzie sprawił, że w ogóle postanowiłam zająć się sztuką! Ta poetyka jest mi po prostu jakoś bardzo bliska, nie umiem wyrazić tego inaczej…

Po prostu mój umysł cały czas też tworzy takie różnego rodzaju surrealistyczne żarty i skojarzenia. Innym aspektem jest też to, że czasem ten otaczający świat bywa tak przygnębiający. Sama alternatywa ucieczki w światy imaginacyjne i wyobrażone jest czymś niesłychanie atrakcyjnym. Mam nadzieję, że również i taką rolę moje prace spełniają dla oglądających, a nie tylko dla mnie.

Skąd fascynacja kulturą Dalekiego Wschodu?

– Daleki Wschód zawsze przyciągał europejskich artystów swoją odmiennością, tajemniczością, a także pewną aurą mistyki i duchowości. Szczególnie bliska jest mi, mająca odzwierciedlać uniwersalne prawa kosmiczne, ornamentyka starożytnej Persji. Jak już wspominałam, mnie w sztuce interesuje właśnie duchowość. Myślę, że gdzieś tutaj spotykają się te wszystkie „światy”. Sztuka indyjska ma przede wszystkim odzwierciedlać w sposób symboliczny sprawy ponadnaturalne i duchowe.

Takie podejście jest mi dużo bliższe, aniżeli typowo europejska, akademicka tendencja do rozsmakowywania się w samej formie, niuansach światłocienia i kompozycji, bez znaczenia treści. Kolejnym powodem, dla którego kultura Dalekiego Wschodu, a szczególnie Indii, jest mi bliska, jest to, że od lat praktykuję jogę i medytację. Zgłębiam filozofię hinduistyczną i jest to dla mnie również źródłem nieskończonej inspiracji.

A pani artystyczny guru?

– Guru to naprawdę duże słowo. Ja rozumiem, że to jest ktoś taki, kto – gdy coś powie – to jest to niepodważalne. Natomiast – może zabrzmi to cynicznie – z czasem, z wiekiem traci się autorytety w tym sensie, że coraz trudniej jest podporządkować się czyjejś woli. Szczególnie jeśli ma się samemu silną osobowość, więc przyznam, że z żyjących twórców chyba nikogo swoim guru bym nie nazwała.

Oczywiście są takie postacie, które imponują i inspirują w takim sensie, że chciałoby się być jak one.

I tutaj nie ograniczam się i czerpię wzorce od artystów z najwyższej półki. Od Salvadora Dali czy Niki de Saint Phalle. Natomiast w praktyce, na co dzień niewątpliwie rodzajem mojego mistrza i mentora jest mój mąż Faustyn Chełmecki – malarz o nieco większym artystycznym doświadczeniu i stażu.

W pracowni czy w domu zawsze wymieniamy się poglądami, dyskutujemy na temat naszych prac, tego, co na bieżąco tworzymy. Jest to niesamowicie wzbogacające doświadczenie. Niewątpliwie bardzo cenię jego zdanie, co jednak nie oznacza, że to, co powie, jest święte (śmiech).

Nie chciałabym, aby zabrzmiało to zbyt pyszałkowato, ale tak naprawdę to tym artystycznym guru dla siebie chyba jestem… ja sama, w tym sensie, że największe znaczenie np. w podjęciu decyzji czy praca jest skończona, albo czy tak właśnie chcę, aby wyglądała, ma moje o tym przekonanie. Moje, a nie kogoś innego.

Co najbardziej drażni panią w dzisiejszej rzeczywistości?

– Myślę, że w dzisiejszej rzeczywistości najbardziej drażni mnie przesadny konsumpcjonizm z towarzyszącym mu coraz większym odwrotem od tego, co naprawdę w życiu ważne. Również brak poszanowania dla naszej planety. Irytuje mnie też powierzchowność dzisiejszych relacji międzyludzkich. To, jak nowe media, szczególnie te tzw. społecznościowe, paradoksalnie zamiast zbliżać ludzi do siebie, w pewnym sensie nas oddaliły, wypierając kontakt osobisty.

O tym też w dużej mierze opowiadam w cyklu moich prac pt. „Miłość w czasach cyberkultury” czy też „Cyberrebel”.

Pogoń za kolejnym gadżetem, kolejnymi modelami elektronicznych zabawek sprawia, że tak naprawdę zapominamy o rzeczach ważnych, gubimy gdzieś sens życia, harmonię z planetą, z kosmosem, z innymi ludźmi, co powoduje narastające frustracje, agresję, depresję i tym podobne zjawiska.

Bardzo smuci mnie też, a nawet drażni, to, że w dziedzinie sztuki np. wideo art wypiera malarstwo, rzeźbę i inne tradycyjne środki wyrazu, ponieważ jest łatwy do przewożenia, tani, kompaktowy.

Szczególnie w Polsce rzadko która instytucja publiczna, dedykowana sztuce nowoczesnej, przeznacza swoją przestrzeń na prezentację malarstwa. Na Zachodzie nie obserwuję aż tak bardzo tego trendu wykluczania malarstwa z salonów artystycznych.

Posługuje się pani intensywnymi kolorami. Jaką rolę one pełnią?

– Intensywne barwy są przede wszystkim sposobem do wyrażania intensywnych emocji, ale ja wierzę też w terapeutyczną moc koloru. Dzięki fizyce wiemy przecież, iż każdy kolor posiada fale o określonej długości i to one mają określone oddziaływanie również na nas. Nie da się temu zaprzeczyć. Chociaż na co dzień może nie doceniamy roli koloru, to jednak zapewniam, że to działa. Dlatego uważam, że warto otaczać się intensywnymi, nasyconymi i pięknymi barwami, gdyż wówczas nie grozi nam depresja, nuda i przygnębienie.

Rozmawiał Sławomir Drągalski, współpraca Cyprian Nikodem Hypko.

Udostępnij ten post:



  • Kasia Sypień pisze:

    Jesteś Ewunia swoim Guru .Natchnieniem dla mnie które idzie w świat.Cóż można pragnąć bardziej niż kolorowych barw, piękna naszego subtelnego systemu i zwrócenie naszej uwagi na zagrożenia.Uwielbiam twoje prace które odzwierciedlają Ciebie a raczej twojego sucha.

  • Zainspirowana pisze:

    Jestem zachwycona głębią, w którą można zanurzyć swoją wyobraźnię obcując ze sztuką Pani Evy Chełmeckiej. Dostarczają wiele wrażeń, emocji i piękna, zarówno jako spójny obraz, jak i jego składowe elementy. Barwy i kompozycja to kolejne wymiary… Można tak w zastygnięciu godzinami kontemplować dzieło za dziełem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Powiązane treści