„Bajo Bongo” to tytuł nowego spektaklu muzycznego, którego prapremiera na Novej Scenie Teatru Muzycznego ROMA w Warszawie odbyła się 14 września. Ale niech nas nie zmyli jego tytuł! To nie jest spektakl dla dzieci. Jego bohaterką jest Natasza Zylska.
– Dzisiaj, po ponad 60 latach od jej zniknięcia z polskich scen i estrad, nie wszyscy kojarzą jej nazwisko. Wystarczy jednak zanucić „Kochany, kochany, lecą z nieba…”, a rozmówca nie tylko kończy wers popularnej piosenki, ale z uśmiechem śpiewa dalej. Kiedy wymieniamy tytuły takich piosenek, jak „Bajo Bongo”, „Czekolada” czy „Mexicana”, wszyscy niemal entuzjastycznie pytają o ich wykonawczynię – powszechnie znana i uwielbiana! Dlaczego tak nagle zniknęła? Dlaczego u szczytu sławy zrezygnowała z kariery? – zastanawia się Wiesława Sujkowska, autorka scenariusza. Czy dlatego, że była Żydówką i zmusiła ją do tego sytuacja polityczna i w 1963 r. wyjechała z Polski do Izraela? – Otóż nie! Natasza Zylska wyjechała z Polski, ponieważ zapragnęła zamiany – sama sobie odpowiada.
Bohaterowie wyreżyserowanego przez Annę Wieczur spektaklu w sposób chwilami dowcipny, chwilami refleksyjny, przybliżają nam jej postać. Opowieść ilustrowana jest najbardziej znanymi przebojami z jej repertuaru w nowych aranżacjach Jakuba Lubowicza, kierownika muzycznego, bo wykonuje je 6-osobowy zespół muzyczny, a Natasza Zylska występowała ze znanymi wówczas orkiestrami tanecznymi. Ale od razu je rozpoznajemy!
Wśród nich, obok już wymienionych, są m.in. takie hity tamtych lat jak „Do grającej szafy grosik wrzuć”, „Pyk, pyk z fajeczki”, „Klipsy” i „Kukurydza” i „Kasztany”. W sumie usłyszymy 16 piosenek, z których większość w czasach szalejącego stalinizmu postrzegano jako frywolne. – Ale sama Natasza Zylska była damą – inteligentną, dowcipną, trochę szaloną i zawsze dyskretną. Dopiero teraz postanowiła opowiedzieć nam o swoim niezbyt długim życiu, zapraszając w muzyczną podróż do lat słusznie i – miejmy nadzieję – bezpowrotnie minionych – pointuje bohaterkę Wiesława Sujkowska.
– Wszystkie piosenki Nataszy Zylskiej świetnie pamiętam. Na pewno wiele osób zna ten tytuł, na którym się wychowałem. Pamiętam, że jako 5-letni chłopiec tańczyłem ”Czeko, czeko czekoladę”. Mam nadzieję, że ten spektakl będzie skierowany do wszystkich pokoleń, a nie tylko 75+! Na razie wszystkie bilety są wyprzedane. Okazuje się, że Natasza Zylska jest magicznym nazwiskiem, więc spektakl będziemy grali tak długo, jak długo będą widzowie – deklaruje Wojciech Kępczyński, dyrektor TM Roma.
Ale skąd pomysł by to ona nią została, a nie np. również popularna wtedy Maria Koterbska (1924-2021), która zadebiutowała kilka lat wcześniej od Nataszy Zylskiej (1933-1995), a największymi przebojami były m.in. „Augustowskie noce”, „Brzydula i rudzielec”, „Karuzela”, „Parasolki”, „Serduszko puka w rytmie cza cza”, „Wio koniku i… „Do grającej szafy grosik wrzuć”?
Wpadła nań jasno świecąca gwiazda spektaklu: Anna Sroka-Hryń. Aktorka, reżyserka i wokalistka, absolwentka, a obecnie wykładowca Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie, gdzie w 2023 r. uzyskała tytuł naukowy doktora habilitowanego sztuki. Występowała w spektaklach na najsłynniejszych scenach musicalowych w Polsce. Za kreację Edith Piaf w spektaklu „Edith i Marlene” w Mazowieckim Teatrze Muzycznym dostała Teatralną Nagrodę Muzyczną im. Jana Kiepury, Złotą Maskę za rolę Maureen Johnson w musicalu „Rent” w Teatrze Rozrywki w Chorzowie oraz nagrodę im. Jana Świderskiego Sekcji Teatrów Dramatycznych Związku Artystów Scen Polskich w XII Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej za rolę w spektaklu „Taksówka”. Obecnie związana jest z TM Roma: wystąpiła w musicalu „Mamma Mia!” i występuje w przedstawieniu „Tuwim dla Dorosłych” oraz z własnymi recitalami. Nagrała dwie płyty: „Najpiękniejsza” (2022) z utworami Agnieszki Osieckiej i „Ulica, która płyną moje obie dłonie” (2023) z piosenkami z repertuaru Ewy Demarczyk.
– Mam kilka ulubionych stacji, a wędrując między nimi, natrafiłam na taką, w której piosenki Nataszy Zylskiej są często nadawane. I pewnego dnia mój mąż, który moim zdaniem ma świetnego nosa, powiedział, że powinnam z nich zrobić spektakl – powiedziała w jednym z wywiadów.
Do przyjaciółki Nataszy Zylskiej z Izraela dotarła Wiesława Sujkowska i – jak mi powiedział Wojciech Kępczyński – wraz z wymienionymi dwiema Annami stworzyła ten spektakl.
A właściwie – jak wiele wcześniej wystawianych na Novej Scenie – mini spektakl. Bo bohaterce towarzyszą Michał Juraszek oraz Jakub Szyperski na zmianę z Markiem Zawadzkim, pomagając jej m.in. przebrać się w odpowiednią do sceny kreację. Można też powiedzieć, że trwające 1,5 godziny „Bajo Bongo” jest jej swoistym życiorysem, zaskakującym dynamiką, w którego inscenizacji znaczącą rolę mają piosenki i choreografia Agnieszki Brańskiej – niekiedy scena wydaje się zbyt mała dla trojga wykonawców!
A co na Dużej Scenie Teatru Muzycznego? – Do końca stycznia gramy „We will rock you” i przygotowujemy się do kolejnej premiery, którą będzie „Wicked”. Właśnie zakończyliśmy pierwsze castingi, do których zgłosiło się ponad 600 osób młodych, reprezentujących wspaniały, coraz wyższy poziom, bo w Polsce mamy coraz więcej szkół musicalowych, gdyż ten gatunek staje się coraz bardziej popularny! – zdradza Wojciech Kępczyński.
Polska premiera musicalu odbędzie się wiosną 2025 r. „Wicked” pokazany zostanie w polskim przekładzie, w tzw. wersji non-replica, czyli takiej, która nie powtarza rozwiązań z oryginalnej inscenizacji nowojorskiej. Jego światowa miała miejsce 30 października 2003 r. w Gershwin Theatre na nowojorskim Broadwayu, gdzie jest nieprzerwanie grany do dzisiaj i z liczbą blisko 8 tys. przedstawień zajmuje 4. miejsce listy najdłużej prezentowanych na Broadwayu musicali wszechczasów (pierwsze 3 miejsca zajmują „Upiór w operze”, „Chicago” i „Król lew”). Natomiast na londyńskim West Endzie odbyła się 3 lata później i tam również pokazywany jest do dziś (ponad 6,5 tys. przedstawień). „Wicked” wystawiano w wielu krajach świata, m.in. w Japonii, Korei, Hiszpanii, Australii i Niemczech i Meksyku. A jak zostanie przyjęty przez polskich widzów pokaże czas.
Jerzy Bojanowicz
Dodaj komentarz