Brytyjski punkt widzenia

Opublikowano: 23 maja 2016

Podczas letniego szczytu NATO w Warszawie Sojusz zajmie stanowisko w sprawie wzmocnionej wojskowej obecności na wschodniej flance. Strona brytyjska kończy przygotowanie swoich planów i jestem pewien, że Zjednoczone Królestwo czynnie wesprze tę koncepcję, przeznaczając pewne siły do tego celu – mówi Simon Blake, brytyjski attaché wojskowy w Polsce

Jak panu wiadomo, konflikt we wschodniej części Ukrainy oraz potencjalne zagrożenie ze strony poszczególnych państw doprowadziło do utworzenia połączonych, wielonarodowych sił, zwanych popularnie wschodnią szpicą, które mają być w stanie zareagować na każde zagrożenie zewnętrzne wobec któregokolwiek państwa członkowskiego NATO. Czy mógłby pan pokrótce opisać rolę brytyjskich Sił Zbrojnych w tej formacji?

fot: Grzegorz Roginski

– Inicjatywa powołania Połączonych Sił Zadaniowych Bardzo Wysokiej Gotowości – Very High Readiness Joint Task Force, VJTF – powstała podczas szczytu NATO w Newport i obejmuje wyodrębnienie poszczególnych elementów ze składu Sił Odpowiedzi NATO i połączenie ich w jednostkę o bardzo wysokim stopniu gotowości bojowej. Co do brytyjskiej roli w tym przedsięwzięciu, każdego roku jedno z państw członkowskich ma pełnić rolę wiodącą i zapewniać zarówno strukturę dowodzenia i szkolenia, jak i rdzeń sił reagowania, które pozostają w gotowości. W tym roku krajem wiodącym jest Hiszpania.

W przyszłym roku będzie to Wielka Brytania, a za trzy lata – Polska. Kraj wiodący zapewnia siły liczące od dwóch do trzech tysięcy ludzi z całkowitej liczby pięciu tysięcy. Pozostałą liczbę zapewniają inne kraje członkowskie Sojuszu. Zjednoczone Królestwo, poza przygotowaniami do objęcia roli kraju wiodącego w 2017 r., zapewnia również grupy bojowe na rzecz innych krajów wiodących. Tak jak Polska wesprze Wielką Brytanię w 2017 r. pewną liczbą żołnierzy, tak Wielka Brytania zapewni Polsce grupę bojową dwa lata później.

Polscy i Brytyjscy żołnierze częstokroć ćwiczą razem oraz biorą udział w licznych wspólnych manewrach. Jednakże rozwój sytuacji geopolitycznej w naszej części Europy każe zadać pytanie, czy Wielka Brytania rozważa jakąś formę stałej obecności jej Sił Zbrojnych na terytorium Polski?

– Podczas letniego szczytu NATO w Warszawie Sojusz zajmie stanowisko w sprawie wzmocnionej wojskowej obecności na wschodniej flance. Strona brytyjska kończy przygotowanie swoich planów i jestem pewien, że Zjednoczone Królestwo czynnie wesprze tę koncepcję, przeznaczając pewne siły do tego celu. Jednakże nie jestem w stanie w tej chwili powiedzieć, o jak dużym zaangażowaniu jest tu mowa. Jestem zaś pewien, że Wielka Brytania będzie miała swój wkład w zapewnienie bezpieczeństwa i ochrony Polski i innych środkowo- i wschodnioeuropejskich państw członkowskich Sojuszu.

Pomówmy przez chwilę o brytyjskich Siłach Zbrojnych. Doświadczenia wyniesione z konfliktów w Iraku i Afganistanie, jak również doktryna wojny asymetrycznej zaowocowały przeniesieniem w wielu Siłach Zbrojnych nacisku z ciężkich jednostek pancernych na siły lżejsze i bardziej manewrowe. Jednakże konflikt toczący się w Donbasie, a w szczególności dość intensywne wykorzystanie czołgów przez obie strony, zdaje się powodować ponowną zmianę podejścia do struktury Wojsk Lądowych. Jak ta kwestia wygląda z brytyjskiego punktu widzenia? Czy przewiduje się wzmocnienie sił pancernych dodatkowymi czołgami Challenger 2, czy też trwa proces opracowywania jego następcy?

– Odpowiadając na drugą część pytania, muszę zauważyć, że prowadzone są obecnie prace w ramach Challenger 2 Life Extension Programme – CLEP, który ma zapewnić zachowanie zdolności bojowych czołgu do 2035 r. Challenger 2 pozostaje nadal bardzo sprawnym i skutecznym czołgiem podstawowym, tak więc wciąż będzie rdzeniem brytyjskich Sił Pancernych przez następne 20 lat.

Powracając zaś do pierwszego pytania, rząd brytyjski jesienią 2015 r. opublikował Strategiczny Przegląd Obrony i Bezpieczeństwa 2015 – Strategic Defence and Security Review, SDSR 2015, który – jak sądzę – został przestudiowany przez decydentów w poszczególnych krajach, w tym w Polsce. Przegląd poddaje analizie zdarzenia przeszłe, lecz również wybiega w przyszłość, identyfikując kluczowe zagrożenia dla bezpieczeństwa i obronności Zjednoczonego Królestwa oraz siły i środki niezbędne do ich zażegnania. Jednym z najważniejszych celów jest realizacja programu Future Force 2025, który obejmuje zwiększenie do 50 tys. liczebności sił ekspedycyjnych szybkiego reagowania w porównaniu z liczbą 30 tys. ludzi, przewidywaną przez poprzedni przegląd z 2010 r. Te siły w całości mogłyby zostać użyte w przypadku większego konfliktu. Ważnym zadaniem jest zapewnienie, by w ramach tych sił ekspedycyjnych zachować pełen wachlarz zdolności, a wśród nich zdolność prowadzenia walki pancernej. Pragniemy w ramach sił ekspedycyjnych szybkiego reagowania na potrzeby dużego konfliktu móc wystawić dwie pełne brygady pancerne oraz dwie brygady uderzeniowe – strike brigade, czyli związek taktyczny, który ma być odpowiednikiem brygady zmechanizowanej. W przypadku konfliktów o mniejszej intensywności poszczególne elementy będą mogły być wyłączane z większych struktur i na ich bazie będą tworzone grupy bojowe, które będą przebazowywane w rejon konfliktu.

Program Future Force 2025 został szczegółowo opisany w SDSR 2015, który jest w swych założeniach dużo bardziej ambitny od poprzedniego przeglądu z 2010 r. Nasi politycy i wojskowi planiści zauważyli konieczność zmian, także strukturalnych, w Siłach Zbrojnych, tak by były one zdolne do reagowania na różnego rodzaju zagrożenia: od tych ze strony poszczególnych państw, poprzez terroryzm, po takie wyzwania, jak wojna w cyberprzestrzeni.

Obecnie jesteśmy świadkami powrotu Royal Navy na morza i odzyskiwania dawnego blasku. Niepoślednią rolę w tym procesie odgrywają dwa nowe lotniskowce: HMS Queen Elizabeth II oraz HMS Prince of Wales. Czy oznacza to, że Zjednoczone Królestwo widzi lub przewiduje zagrożenie ze strony takich rosnących w siłę państw, regionalnych mocarstw, jak Chiny lub inne odległe kraje, stawienie czoła którym wymagałoby projekcji siły morskiej?

– Nie wydaje mi się, żeby takie zagrożenia zostały obecnie zidentyfikowane i jednoznacznie nazwane. Jeśli odniesiemy się do Strategicznego Przeglądu Obrony i Bezpieczeństwa 2015, to zobaczymy, że lotniskowce klasy HMS Queen Elizabeth II stanowić mają ważną część tworzonych sił ekspedycyjnych szybkiego reagowania. Z racji swojego położenia i uzależnienia od handlu morskiego Wielka Brytania zawsze kładła duży nacisk na rozwój swojej marynarki wojennej.

Royal Navy zawsze odgrywała ważną rolę w strukturze brytyjskich Sił Zbrojnych. Lotniskowce będą stanowiły rdzeń naszego przyszłego potencjału morskiego. Należy poza tym pamiętać, że przed Royal Navy postawiono rozmaite zadania, w tym m.in. udział w NATO-wskim systemie odstraszania nuklearnego oraz tworzenie krajowego systemu odstraszania strategicznego.

Przejdźmy teraz do zagadnień brytyjsko-polskiej współpracy wojskowej. Braterstwo broni naszych narodów ma dość długą tradycję, z tak oczywistymi punktami kulminacyjnymi, jak Bitwa o Anglię, wspólne walki na Froncie Zachodnim oraz w Afryce Północnej i we Włoszech, w tym krwawa Bitwa o Monte Cassino. Czy pamięć o wspólnej walce oraz o polskich żołnierzach obecnych na brytyjskiej ziemi jest żywa wśród mieszkańców Wysp?

– Wydaje mi się, że Brytyjczycy i Polacy różnią się pod względem sposobu postrzegania historii oraz upamiętniania ważnych dla każdego z narodów wydarzeń, a różnice te wynikają zarówno z historii, jak i uwarunkowań kulturowych. Przez pewną część swoich dziejów Polacy nie mogli swobodnie czcić pamięci o bohaterach i ważnych zdarzeniach. i myślę, że dlatego ich sposób postrzegania historii i duma z niej nieco różnią się od brytyjskiego. Jednakże doroczne uroczystości, upamiętniające Bitwę o Anglię czy np. Bitwę o Monte Cassino, pokazują, że Brytyjczycy nadal pamiętają poświęcenie polskich lotników, żołnierzy i marynarzy oraz ich wkład w zwycięstwo w II wojnie światowej.

W mojej ocenie Brytyjczycy koncentrują się bardziej na najważniejszych rocznicach, podczas gdy Polacy zdają się honorować swoich bohaterów i upamiętniać polskie bitwy z o wiele większą częstotliwością. Jednakże obecnie ludzie, widząc powoli odchodzące pokolenie walczące w II wojnie światowej, przejawiają wzmożone zainteresowanie tym konfliktem i chęć uhonorowania weteranów oraz wysłuchania ich wspomnień, zanim odejdą. Na przykład grono weteranów Bitwy o Anglię kurczy się z każdym rokiem i myślę, że zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Polsce potrafimy docenić i uhonorować ich poświęcenie oraz z uwagą wysłuchać ich wspomnień, póki są jeszcze pośród nas.

Polsko-brytyjska współpraca wojskowa cały czas się rozwija. Jesteśmy sojusznikami w NATO, a nasi żołnierze walczyli ramię w ramię w Iraku i Afganistanie. Jak pan ocenia współczesnych polskich żołnierzy, ich przygotowanie i interoperacyjność ze strukturami Sojuszu i sprzymierzeńcami?

– Dokonywanie jakichkolwiek porównań jest wyjątkowo trudne. Polski wkład w wysiłek wojskowy w Iraku i Afganistanie jest niezwykle cenny, jednakże polskie i brytyjskie doświadczenia z obu konfliktów mogą się różnić, jako że każdy z krajów działał tak naprawdę w innym obszarze, w innych warunkach geograficznych i społecznych. Wydaje mi się, że najważniejszą kwestią przy dokonywaniu jakichkolwiek porównań i analizie różnic jest zrozumienie faktycznych możliwości i zdolności drugiej strony.

Polscy żołnierze razem z wyposażeniem, z którym zostali wysłani na Bliski Wschód oraz zakupionym w międzyczasie przez polski rząd, stanowiły dużą wartość dodaną. Ważne jest, by z każdego konfliktu wyciągać odpowiednie wnioski i dzielić się nimi z sojusznikami. Nasze Siły Zbrojne wiele się nauczyły z irackiej i afgańskiej lekcji, i wyciągnęły z niej cenne wnioski. Istotnym jest, żeby dzielić się tak zdobytym doświadczeniem i uczyć się wspólnie ze sprzymierzeńcami, a nie zachowywać wszelkie wnioski dla siebie. Dzielenie się doświadczeniem pozwala na wzajemną naukę oraz na unikanie tych samych błędów w przyszłości.

Jak pan ocenia interoperacyjność polskich Sił Zbrojnych, które wszak wstąpiły do NATO jako były członek Paktu Warszawskiego?

– Polska przeszła bardzo długą drogę, a jej wojsko istotnie się zmieniło od czasu, gdy Polska została członkiem NATO w 1999 r. Członkostwo w Sojuszu wymagało odejścia od doktryny wojennej w stylu sowieckim i przestawienia się na bardziej manewrową doktrynę NATO. Taka zmiana musi trwać i Polska włożyła wiele wysiłku od chwili wstąpienia do struktur NATO, by tego dokonać. Oczywiście państwa założycielskie oraz wieloletni członkowie Sojuszu mają w tej kwestii wielką przewagę, jako że współtworzyły tę doktrynę, jednakże Polska wykonała i wykonuje nadal wielką pracę, by spełnić wszelkie stawiane jej wymagania.

Ogromnym wyzwaniem jest obecność w polskim arsenale dużej ilości uzbrojenia i wyposażenia pamiętającego czasy Układu Warszawskiego. Wiem, że są bardzo dobre i ambitne plany jego zastąpienia. Tym samym stara doktryna, wymuszająca wykorzystanie poradzieckiego sprzętu, który z kolei implikował konieczność zastosowania takiej, a nie innej doktryny, jest stopniowo eliminowana z polskiego systemu.

Mówiąc o zakupach, w najbliższej przyszłości Polska stanie przed koniecznością zastąpienia floty myśliwsko-bombowych samolotów Su-22. Jednym z prawdopodobnych uczestników przetargu jest Eurofighter Typhoon. Czy uważa pan, że w przypadku wygranej istnieje szansa na współpracę brytyjskiego przemysłu lotniczego z jego polskim odpowiednikiem na polu transferu technologii, czy też współuczestniczenia polskich podmiotów w wytwarzaniu tego samolotu?

– Należy pamiętać, że Eurofighter Typhoon jest programem wielonarodowym, współtworzonym przez konsorcjum stworzone przez Wielką Brytanię, Niemcy, Włochy i Hiszpanię. Nie ulega wątpliwości, że jest ono żywo zainteresowane eksportem Typhoona. Samolot znalazł swoich odbiorców m.in. na Bliskim Wschodzie, a kolejne państwa, w tym członkowie NATO, wyrażają zainteresowanie jego zakupem. Istnieje prawidłowość, zgodnie z którą, jeżeli jesteś zainteresowany sprzedażą tak skomplikowanej maszyny jak samolot, musisz zaoferować pewien transfer technologii w ramach offsetu.

Oczywiście wszelkie negocjacje, dotyczące nabycia samolotów oraz udziału przemysłu w jego wytwarzaniu, będą prowadzone na poziomie rządowym. Obecnie poszczególne komponenty i podzespoły Typhoona są wytwarzane przez cztery państwa – członków konsorcjum. Tym samym udział nowego partnera w procesie tworzenia Eurofightera musi być poddany dogłębnej analizie, która będzie obejmowała np. zdolność wytwarzania konkretnych części i bycia ogniwem w łańcuchu dostaw. Nie jestem w stanie w chwili obecnej powiedzieć, jakie elementy lub jakie technologie obejmowałby potencjalny transfer, lecz jestem pewien, że rząd brytyjski oraz nasz przemysł lotniczy zdaje sobie dobrze sprawę z wymogów strony polskiej i polskich potrzeb w kontekście technologii i będzie starał się spełnić polskie wymagania.

Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 2 S.A. w Bydgoszczy będą gospodarzem jubileuszowej 10. wystawy Air Fair, poświęconej polskiemu i zagranicznemu przemysłowi lotniczego. Jakie widzi pan szanse na przyszłą współpracę między przemysłami lotniczymi Wielkiej Brytanii i Polski?

– Już obecnie przemysły lotnicze obu naszych krajów współpracują. Thales UK, w ramach udziału w programie Gryf, dotyczącym pozyskania bezpilotowych statków powietrznych dla polskich Sił Zbrojnych, oraz w celu podniesienia atrakcyjności swojej oferty rozpoczął strategiczną współpracę z polskim przemysłem, gdyż potencjalnie może to ułatwić spełnienie wszystkich dotyczących zamówienia wymogów stawianych przez polski rząd. Dotychczasowa polsko-brytyjska współpraca w dziedzinie przemysłu lotniczego nie była zbyt imponująca, ponieważ Polska nadal stanowi jeszcze dla brytyjskich przedsiębiorców rynek nie do końca poznany.

W postępowaniu na samoloty szkolno-treningowe dla Sił Powietrznych BAE oferował swojego Hawka, lecz zamówienie zostało udzielone włoskiej Alenia Aermacchi z M-346 Master. Dotychczas nie było tak naprawdę okazji do podjęcia dalej idącej współpracy na wysokim szczeblu. Państwa europejskie rozumieją, że jedyną drogą do pozyskania nowoczesnego sprzętu bez zbytniego drenażu budżetu jest współpraca w ramach projektów przemysłowych i zbrojeniowych, ponieważ obecnie koszty badań, prowadzonych w celu spełnienia wymagań głównych programów obronnych, są poza zasięgiem nawet najbogatszych państw. Dlatego nawet jeżeli dotychczas polsko-brytyjska współpraca w zakresie przemysłu lotniczego nie zachwycała, podejrzewam, że w przyszłości pojawi się wiele ciekawych możliwości.

Jest pan starszym oficerem Królewskich Sił Powietrznych z imponującym doświadczeniem operacyjnym. Co w pańskiej karierze stanowiło największe wyzwanie?

– Trudno mi przytoczyć jeden konkretny okres mojej kariery. Wydaje mi się, że największym wyzwaniem jest konieczność stałego utrzymania elastyczności i skupienia, koniecznych do wykonania wszelkich postawionych przed nami zadań. Oczywiście pewne wyzwania są poważniejsze, a inne mniej poważne, ale nie mogę powiedzieć, że bardziej wymagające jest wykonanie zadania od szkolenia. Mam zarówno doświadczenie w szkoleniu, jak i w służbie operacyjnej, frontowej. Wydaje mi się, że najważniejsze jest zapewnienie najlepszego możliwego szkolenia. Mamy takie powiedzenie, że jesteś tak dobry, jak dobry był twój ostatni lot. Tak więc najważniejszym zadaniem jest ciągłe podnoszenie kompetencji. Niektórzy po osiągnięciu pewnego poziomu po prostu osiadają na laurach, co jest wielkim błędem, ponieważ nigdy nie wiesz, kiedy może zdarzyć się coś niespodziewanego, na co nie jesteś gotów. W takiej sytuacji mówisz: „chciałbym cofnąć czas i przygotować się na to”. Tak więc przygotowanie i odpowiednie szkolenie to największe i stałe wyzwanie.

Który z samolotów, z którymi zetknął się pan podczas swojej kariery, darzy pan największą sympatią?

– Nie lubiłem latać Canberrą. To tak, jakby latało się wielką stodołą, choć naprawdę dobrą. Jeśli chodzi o czystą frajdę, to na pierwszym miejscu postawiłbym Hawka. Miałem też szczęście wykonać lot Typhoonem. Jednakże z profesjonalnego punktu widzenia za najlepszy uważam czas służby na samolotach SEPECAT Jaguar. Szkolenie i służba operacyjna to proces, dający niezmiernie wiele satysfakcji. Nie chcesz latać w prawdziwych misjach bojowych, lecz jeśli już to robisz, stanowi to ukoronowanie wielu lat ciężkiej pracy i litrów wylanego potu. Dlatego w moim odczuciu Jaguar zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Był to bardzo dobry, dobrze uzbrojony samolot, choć dysponujący nieco małą mocą.

I chyba trochę niedoceniony?

– To prawda. Jednak ludzie, latający tymi maszynami, byli profesjonalistami w każdym calu. To była grupa świetnie wyszkolonych i zmotywowanych osób, które miały w życiu tylko jeden cel – latać tak dobrze, jak tylko potrafią.

Jest pan również golfistą. Jaki jest pański HCP? Czy miał pan okazję wypróbować polskie pola golfowe?

– Mój obecny handicap to 15. Od pewnego czasu – niestety – nie grałem. Sporo czasu spędzałem na grze w golfa podczas służby operacyjnej – był to fantastyczny sposób na odprężenie. Jednakże w ciągu ostatnich kilku lat chyba tylko raz wyciągnąłem kije z szafy. Jeszcze nie miałem okazji grać w Polsce, ale byłem na driving range (strzelnicy golfowej – przyp. red.), lecz pogoda była fatalna – było zimno i wiał mocny wiatr. Poza tym wiele czasu zajmują mi moje zawodowe obowiązki oraz czerpanie radości z pobytu w Polsce, i przez to nie miałem jeszcze okazji odwiedzić tutejszych pól golfowych.

Rozmawiał Piotr Dudek

Udostępnij ten post:



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *