Marynarka wojenna

Czas przegonić czarne chmury znad marynarki wojennej

Opublikowano: 5 września 2016

Polska nigdy nie należała i nadal nie należy do grona krajów współtworzących ład światowy. Także w przyszłości do nich nie dołączy, jeżeli jej marynarka wojenna nie oderwie się od wybrzeża dla podjęcia stałego współdziałania z sojuszniczymi flotami na morzu – zasadniczej arenie kształtowania globalnych przemian – mówi kmdr por. rez. Maciej Janiak, przewodniczący Rady Budowy Okrętów

Jest pan przewodniczącym Rady Budowy Okrętów – organu opiniotwórczego, którego celem jest m.in. pomoc w odbudowie potencjału sił morskich. Co leżało u podstaw jej stworzenia?

– Rada Budowy Okrętów powstała w 2012 r. Założyciele stowarzyszenia – ludzie służący kiedyś w marynarce wojennej, ale i jej zagorzali cywilni zwolennicy, oddani sprawie politycy różnych szczebli, samorządowcy, przedstawiciele szkolnictwa wyższego, polskiego przemysłu okrętowego oraz pokrewnych stowarzyszeń – postanowili zebrać rozproszone wysiłki i w sposób zorganizowany podjąć próbę wsparcia MW w dążeniach do zajęcia należnego jej miejsca w systemie bezpieczeństwa państwa.

Tym bardziej, że wraz z zakotwiczeniem Polski w strukturach euroatlantyckich otworzyły się przed MW dodatkowe, dotychczas nieosiągalne możliwości. W nazwie rady występuje odniesienie do „budowy okrętów, szybko jednak okazało się, że głównym problemem nie jest odbudowa sił okrętowych”, ale przede wszystkim odbudowa, a w zasadzie przemiana, potencjału intelektualnego skupionego wokół marynarki właśnie pod kątem wykorzystania przez nią wspomnianych nowych możliwości.

Marynarka wojenna była pomijana przy planach modernizacyjnych kolejnych rządów, w niektórych środowiskach pojawiają się nawet opinie, że z uwagi na krótką linię brzegową w zasadzie jest nam ona niepotrzebna. Czy tak rzeczywiście jest?

Maciej Janiak

kmdr por. rez. Maciej Janiak, przewodniczący Rady Budowy Okrętów

– Jeśli chodzi o linię brzegową, to nigdy w historii nie mieliśmy tak rozległego i korzystnego położenia nad Bałtykiem, od zawsze bardzo ważnym europejskim morzem. Te 770 km linii brzegowej, czyli 440 km granicy morskiej, stanowi nasze wyjątkowe dobro narodowe, o strategicznym znaczeniu dla bezpieczeństwa oraz rozwoju społeczno-gospodarczego. Jednocześnie zbyt mocno jesteśmy do brzegu przywiązani. Kolumb musiał go stracić z oczu, aby odkryć Amerykę, a Vasco da Gama, by dopłynąć do Indii.

My w ostatnim czasie przywiązaliśmy do brzegu naszą MW, traktując ją jak flotę służącą do obrony wybrzeża i akwenów do niego przyległych. Ograniczenie to jest pokłosiem okresu zimnowojennego, w którym marynarka, rozpatrywana na sposób kontynentalny, odgrywała drugoplanową rolę – lokowana była wyłącznie w kontekście wojennym i podporządkowana planom operacyjnym wojsk lądowych. Wartością nadrzędną nie była realizacja morskich interesów narodowych, lecz doktryna wojenna całego ówczesnego Układu Warszawskiego.

Do tego ze względów politycznych – atmosfera Wybrzeża 1970 i 1980 roku, a także przynależnych marynarce cechom naturalnym – niezależności, odrębności i odmienności – znajdowała się ona pod swego rodzaju kuratelą, połączoną ze świadomym obniżaniem jej realnego potencjału, pozbawiającym ją praktycznie okrętów bojowych i sprowadzającym do roli floty pomocniczej dla bałtyckich flot ZSRR i NRD. W 1990 r. okrętów było około 125, ale z rzeczywistą możliwością oddziaływania bojowego i wymaganą sprawnością już tylko – naciągając – 15 jednostek: OP, NiR, KOR, MOR-4 i KTR-8, z zastrzeżeniem, że duże okręty były dwa, czyli ORP Orzeł i ORP Warszawa, a ORP Kaszub był jedynie częściowo uzbrojony – w jego przypadku wspomniane perturbacje polityczne widoczne były w szczególny sposób.

Tych ograniczeń, wywodzących się z tamtych czasów, a rzutujących na obecną sytuację MW, jest niestety więcej. Występuje redukowanie potrzeb do posiadania tylko małych okrętów jako sił głównych floty – syndrom LNSU (Lekkich Nawodnych Sił Uderzeniowych – przyp. red.), mało przydatnych we współczesnych warunkach operacyjnych i naszej rzeczywistości klimatycznej. Znowu słyszy się głosy, które ograniczają MW do roli floty pomocniczej, wspierającej siły lądowe, lub sugerują specjalizowanie się w określonych rodzajach zabezpieczenia bojowego działań dla flot sojuszniczych.

Fatalny jest syndrom marynarki jedynie na czas wojny, której celem samym w sobie jest ciągłe szkolenie, przygotowujące do kolejnej klasycznej wojny, pomimo że takowa, we współczesnych formach działań asymetrycznych czy hybrydowych, trwa na dobre od dawna, a bitwy morskie przechodzą do historii. Preferujemy więc flotę pasywną, wyczekującą, nie podejmującą trudnych, powiązanych z postępującą globalizacją wyzwań współczesnego świata, oderwaną od bieżących morskich interesów narodowych, nie przejawiającą potrzeby akcentowania swojej przydatności w okresie pokoju.

Dodatkowym utrudnieniem rekonstrukcji potencjału MW jest prawie całkowite rozmycie się morskiej świadomości narodowej, budowanej od lat międzywojennych do mniej więcej 1992 r., który symbolicznie przyjąłem za moment likwidacji Wydawnictwa Morskiego, także w gremiach decydentów politycznych, wojskowych i środowiskach opiniotwórczych.

Te uwarunkowania stoją na przeszkodzie przeprowadzenia w MW zasadniczych przemian mentalnych, organizacyjnych i operacyjnych, dostosowujących ją do wyzwań współczesności – do dokonania przemiany polskiej marynarki wojennej na wzór sił morskich NATO we flotę aktywnie i systematycznie uczestniczącą w misjach i operacjach sojuszniczych, które mają na celu utrzymanie pokoju i porządku prawnego na akwenach o żywotnym znaczeniu dla realizacji narodowych i międzynarodowych interesów morskich.

Wsparcie tych działań sprawiłoby, że Polska przestałaby być wyłącznie konsumentem zapewnianego przez innych bezpieczeństwa na morzu. W ten sposób nastąpiłby wzrost naszej wiarygodności sojuszniczej, wzmacniającej i utwierdzającej wiarygodność całego Sojuszu. W obecnym stanie i z proponowanym programem modernizacyjnym MW jest mało przydatna zarówno dla NATO, jak i dla narodowego systemu bezpieczeństwa – w polskich, anachronicznie kontynentalnych zapatrywaniach flota nie potrafiąca wykazać swojej przydatności zawsze będzie lokowana na peryferiach. To dlatego kolejne rządy traktowały MW po macoszemu.

Podczas lipcowego posiedzenia sejmowej komisji obrony minister Bartosz Kownacki zapowiedział, że jednym z priorytetów tworzonego planu modernizacji Sił Zbrojnych RP ma być marynarka wojenna. Jak ocenia pan te polityczne deklaracje i w jakim kierunku powinna zmierzać zmiana tej części Sił Zbrojnych RP?

– Poważne wątpliwości co do trafnego wyboru kierunków modernizacyjnych przyjętych dla MW, a zawartych w „Koncepcji rozwoju marynarki wojennej do roku 2030” oraz „Programie operacyjnym – zwalczanie zagrożeń na morzu 2013-2022/30”, pojawiły się wraz z ich opublikowaniem. Dlaczego? Ponieważ przedtem nie przeprowadzono wiążącej dyskusji, jaka MW jest nam potrzebna w nowych uwarunkowaniach geopolitycznych, do czego ma służyć i jaki powinna posiadać potencjał.

Co stanowi główną słabość obu dokumentów? Ich powstania nie poprzedziło opracowanie państwowej strategii bezpieczeństwa morskiego RP ani nowej doktryny morskiej dla naszej floty– założeń operacyjnych, myśli przewodniej, która wytyczałaby w odmienionej rzeczywistości nowy kurs generalny. Zabrakło jej, czemu nie przeczą zresztą autorzy obu dokumentów – w rozmowach i korespondencji przyznają, że z powodu braku takiego strategicznego planu przy pracy błądzili po omacku.

W ich dzisiejszej ocenie program operacyjny nie jest programem potrzeb marynarki wojennej, ale wypadkową ówczesnej lobbystycznej siły tej dziedziny armii i woli decydentów, której przychylności dla floty nie udało się pozyskać, ponieważ nie potrafiono wyzwolić się ze starego, kontynentalnego oglądu racji bytu marynarki na korzyść nowego i „ubranego” w doktrynę morską, zbliżonego w zapatrywaniach do zasad, jakimi kierują się państwa morskie, czyli nasi aktualni sojusznicy.

Brak takiego dokumentu spowodował zresztą, że w MW dało się zauważyć kolejne ograniczenia – artykułowania rzeczywistych potrzeb modernizacyjnych i budżetowych czy etatowych; akceptowania okrętów, które z różnych względów okazały się możliwymi do pozyskania kosztem okrętów zgodnych z potrzebami i standardami natowskimi; dopuszczania do kilkunastoletnich, kompromitujących okresów ich budowania i odbierania jako niedozbrojone, niedoposażone, a przez to mało przydatne, pozbawione logiki taktyczno-technicznej. Plany modernizacyjne i ich uporczywa realizacja powstały na zasadzie prostego zastępowania starych jednostek nowymi w ramach poszczególnych klas okrętów, głównie sięgających czasów PRL-u, chociaż większość z nich w proponowanych formach współcześnie wyszła z mody.

Wracając do pytania, aktualnie ukształtowały się dwa poglądy, dotyczące dalszego postępowania w kwestiach powiązanych z modernizacją MW. Zgodnie z pierwszym, jeżeli już zostały uruchomione pewne procedury przygotowawcze w ramach „Programu operacyjnego – zwalczanie zagrożeń na morzu 2013-2022/30”, to powinny one toczyć się dalej, nawet jeżeli ich wynik końcowy będzie dla MW mało satysfakcjonujący – pozyskamy okręty mało przydatne, przede wszystkim w programach Miecznik i Czapla, które mają być siłami głównymi floty. Stanowisko to uzasadniane jest obawą, że jeżeli procedury zostaną wstrzymane lub zakłócone, to marynarka może nie doczekać się żadnych nowych okrętów.

Według drugiego, najpierw powinna powstać koncepcja użycia MW, a na jej podstawie powinny zostać określone kierunki modernizacji floty. Jej zwolennicy nie chcą demolować programu operacyjnego, ale poprzez wprowadzenie niezbędnych korekt dostosować go do rzeczywistych wymagań, potrzeb i ambicji naszego kraju. Wspomniani autorzy programu nie ukrywają zresztą dzisiaj, że przeprowadzane przez nich analizy operacyjne wskazywały na potrzebę posiadania przez MW trzech fregat wielozadaniowych, ale z różnych względów zgodzono się na trzy korwety Miecznik i trzy OPV Czapla.

W strukturach RBO działa grupa, postulująca przerwanie niechlubnej sekwencji korwet Kaszub i Gawron, a teraz Miecznik i Czapla, i powrotu do realizacji tych pierwotnych wniosków. Dlaczego porównanie zdolności korwety z fregatą prowadzi do jednoznacznej konstatacji – nawet sześć tych pierwszych nie zastąpi jednej sztuki tej drugiej. Wszystkie bieżące i prognozowane uwarunkowania polityczne, operacyjne i budżetowe, także ambicje, duma i majestat Rzeczypospolitej, uzasadniają potrzebę dysponowania przez jej flotę okrętami średnimi – fregatami wielozadaniowymi, podstawową klasą okrętów we flotach prawie wszystkich, dysponujących dostępem do morza państw NATO.

Czy pana zdaniem łatwo będzie naprawić wieloletnie zaniedbania, jakie dotyczą marynarki wojennej? Ile może kosztować jej doprowadzenie do właściwego stanu?

– To nie jest przedsięwzięcie niemożliwe do przeprowadzenia, ale jednocześnie dotyczy rzeczywistości w tak dużym stopniu sukcesywnie konstruowanej w oparciu o paradoksalne założenia, tworzące swego rodzaju błędne koło, granicę oddzielającą ją od racjonalnego świata, że trudno na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Mojej działalności w RBO towarzyszy ciągłe wahanie nastrojów: jednego dnia przeżywam wydarzenie, które napawa mnie optymizmem, ale wkrótce potem ma miejsce spotkanie, które wpędza mnie w skrajny pesymizm. Powtarzam, jest to przedsięwzięcie możliwe do sprawnego przeprowadzenia, ale w naszej rzeczywistości nie będzie łatwe w realizacji.

Procesami technicznej strony modernizacji marynarki zawiadują panujący wszechobecny bezwład organizacyjny i niemoc podejmowania decyzji, połączone do tego z uzasadnionymi wątpliwościami, które dotyczą obranego kierunku. Skutecznie wyhamowują one bieg prowadzonych prac. W tej sytuacji ciekawą wydaje się być inicjatywa Polskiego Lobby Przemysłowego powołania jednostki koordynacyjnej pod roboczą nazwą Urzędu ds. Uzbrojenia, Nauki i Technologii Obronnych, ogłoszona na początku lipca bieżącego roku. Jej celem jest zreorganizowanie obecnych struktur zarządzających procesami modernizacyjnymi naszych sił zbrojnych.

Od dłuższego czasu twierdzę, że głównym problemem MW nie jest brak okrętów, ale właściwe wykorzystanie tych, które mamy, oraz pilne sporządzenie doktryny morskiej, określającej zasady użycia floty na różnych płaszczyznach i w obszarach bezpieczeństwa morskiego państwa. Wiodącą rolę w tym przedsięwzięciu powinna odegrać Akademia Marynarki Wojennej. Dysponuje ona stosownym potencjałem intelektualnym, ale przy obecnych relacjach organizacyjnych pomiędzy nią a MW nie do końca skupionym na zaspokajaniu tego rodzaju potrzeb floty.

Odnośnie kosztów, w Polsce problemem jest nie tyle brak pieniędzy, ile zapewnienie warunków ich racjonalnego wydatkowania. Fatalnym przykładem jest sposób finansowania budowy korwety Gawron. W uproszczeniu marynarka wojenna, czyli podatnicy, wydała na ten cel krocie, a okrętu nie ma. Nawet nie chce mi się mówić, co można by pozyskać za tę sumę, nie wspominając o utraconym wizerunku polskiego przemysłu okrętowego. Takiej sytuacji nie można już nigdy powielić.

Przedkładając propozycje, w RBO zawsze kierujemy się uwzględnianiem zasady koszt–efekt. Absolutnie nie postulujemy posiadania przez Polskę floty „mocarstwowej”, a wręcz przeciwnie: jeżeli sugerujemy wprowadzanie pewnych korekt do planów, na myśli mamy flotę zazwyczaj tańszą od tej oficjalnie planowanej, za to nieporównywalnie efektywniejszą. Określanie kosztów zabiegów modernizacyjnych to bardzo złożona problematyka. Niekiedy łatwiej ją ogarnąć, posługując się przykładami porównawczymi – koszt fregaty wielozadaniowej wynosi w przybliżeniu tyle co koszt 3,5 samolotów typu F16.

Jako Rada Budowy Okrętów wspólnie z Biurem Bezpieczeństwa Narodowego przygotowują państwo Strategiczną Koncepcję Bezpieczeństwa Morskiego RP. Jakie są jej główne założenia?

– Przede wszystkim chcę wyrazić wdzięczność dla Biura Bezpieczeństwa Narodowego, że pod jego auspicjami, wspólnie z przedstawicielami Akademii Marynarki Wojennej, możemy próbować taki dokument stworzyć. Jest to ze strony biura przełom w zapatrywaniach i podjęcie pionierskiego przedsięwzięcia – dotychczas sprawy bezpieczeństwa morskiego, a nawet morza jako takiego, w tego rodzaju dokumentach były pomijane, tym bardziej więc instytucji tej należą się słowa uznania. Przedsięwzięcie okazało się bardzo trudne w realizacji, wymagające granicznych kompromisów i wzajemnego zrozumienia. Prace zmierzają ku końcowi, ale jeszcze trwają.

W poszczególnych częściach Strategicznej Koncepcji Bezpieczeństwa Morskiego RP scharakteryzowane zostanie pod względem zagrożeń, ale i szans, środowisko morskie, podjęta zostanie próba zdiagnozowania stanu naszych sił morskich, określenia kierunków ich rozwoju i przedłożenia stosownych rekomendacji. Koncepcja dotyczy całego konglomeratu sił morskich, poszczególne jego komponenty traktuje więc siłą rzeczy z wypośrodkowaną dokładnością.

To dlatego wspomniałem kilka razy o konieczności napisania dla MW oddzielnego, bardziej wyrazistego dokumentu, który roboczo nazwałem doktryną morską MW RP. Ważne, że w koncepcji znalazły się stwierdzenia, iż to oceaniczna aktywność narodów ukształtowała polityczny i gospodarczy, a także społeczny i kulturowy obraz świata, że to środowisko morskie jest naturalną przestrzenią kreowania, rozwijania i przekształcania stosunków międzyludzkich we wszystkich ich aspektach i przejawach.

Ważna jest konstatacja, że siły morskie są naturalnym i podstawowym instrumentem budowania bezpieczeństwa oraz pozycji międzynarodowej państw, że wpływają na pożądane kierunki ewolucji światowego środowiska bezpieczeństwa, że ich zadaniem głównym nie jest prowadzenie wojny, a szeroko pojęte zapobiegawcze działania w obrębie globalnego środowiska bezpieczeństwa, mające na celu utrzymanie pokoju i międzynarodowego porządku prawnego.

Polska nigdy nie należała i nadal nie należy do grona krajów współtworzących ład światowy. Także w przyszłości do nich nie dołączy, jeżeli jej marynarka wojenna nie oderwie się od wspomnianego na samym początku wybrzeża dla podjęcia stałego współdziałania z sojuszniczymi flotami na morzu – zasadniczej arenie kształtowania globalnych przemian.

Rozmawiała Justyna Franczuk

 Fot. Jan Szurgot

Udostępnij ten post:



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Powiązane treści
Marynarka wojenna
Marynarka wojenna jest jednym z pięciu rodzajów Sił...
fregaty dla marynarki wojennej
W ramach programu „Miecznik” trzy nowe fregaty mają...
F-35
Amerykański myśliwiec piątej generacji F-35 uchodzi za najdr...
Czołg Abrams
14 lipca 2021 roku na terenie 1. Warszawskiej Brygad...
Tomasz Trojanowski
Doświadczenie zdobyliśmy w boju, głównie dzięki wspó...