Czy gospodarkę czeka katastrofa z powodu braku rąk do pracy?

Opublikowano: 7 sierpnia 2017

Mamy najniższe bezrobocie od 26 lat – to fakt. Czy to oznacza, że nasze firmy czekają poważne problemy związane z brakiem pracowników? Już teraz w witrynach wielu sklepów i restauracji widzimy wywieszone kartki z napisem „szukam pracownika”. Czy gospodarkę czeka katastrofa?

Natalia Bogdan

W radiu niedawno można było usłyszeć o sieciowym markecie spożywczym, który nie został otwarty w terminie ze względu na braki kadrowe. Ostatnio doświadczyłam tego zjawiska nawet na własnej skórze – samolot, którym leciałam do Gdańska wystartował z dużym opóźnieniem – według obsługi właśnie ze względu na deficyty kadrowe na płycie lotniska. Media chętnie podchwytują temat i straszą pracodawców z nagłówków gazet nieuniknioną katastrofą. Czy te obawy są jednak uzasadnione?

Pracuję w branży rekrutacyjnej od kilkunastu lat.

Przez te wszystkie lata obserwowałam swoistą sinusoidę rynku pracy. W jednym roku zamykano stocznie i tłumy spawaczy nawiedzały okoliczne agencje i urzędy pracy w poszukiwaniu nowego miejsca zatrudnienia. Było ich tak wielu, że większość musiała być odprawiana z kwitkiem.

Odrzuceni zaczęli szukać szczęścia zagranicą, zwłaszcza w Norwegii. I zwykle je znajdowali – Skandynawowie szybko docenili naszą pracowitość. W zamian nagradzali nas sowicie finansowo i socjalnie. Spawacze wyjechali, jednak w międzyczasie w Polsce tereny postoczniowe zaczęły zasiedlać mniejsze prywatne firmy i spawaczy znowu zaczęło brakować. Wtedy urzędy pracy uderzyły na alarm i zaczęły kierować prawie wszystkich bezrobotnych na kursy spawalnicze, aby wyrównać deficyty rynkowe. Podobnie było z innymi pracownikami z tzw. fachem w ręku – fryzjerami, cukiernikami, mechanikami samochodowymi.

Co ciekawe jeszcze kilka lat wcześniej te zawody były uważane za prace gorszego sortu.

W dobie kapitalizmu zaczęto wychwalać szkolnictwo wyższe, jako jedyne, które zapewni nam sukces na rynku pracy. Pójście do „zawodówki” zaczęło dość szybko oznaczać wstyd dla przyszłego pracownika i jego rodziny. I tak wiele szkół zawodowych było likwidowanych ze względu na brak zainteresowania tego typu kształceniem.

Szybko jednak okazało się, że idąc za owczym pędem wyhodowaliśmy społeczeństwo magistrów bez praktycznych umiejętności potrzebnych na rynku pracy. I teraz znowu brakuje nam przede wszystkim właśnie pracowników fizycznych wykwalifikowanych. Nasz rząd próbuje jednak reagować. Zmieniono nawet nomenklaturę związaną ze szkolnictwem zawodowym – od września szkoły zawodowe przestaną istnieć i zastąpią je szkoły branżowe. Pytanie tylko czy sama zmiana nazwy sprawi, że będą chętniej wybierane przez uczniów. Marzy mi się szkolnictwo takie jak  w Niemczech.

Edukacja zawodowa jest tam bardzo popularna i świetnie dopasowana do potrzeb rynku pracy.

Większość zajęć odbywa się w zakładach pracy, dzięki czemu uczniowie mają możliwość poznania swojego przyszłego zawodu w rzeczywistych, a nie tylko teoretycznych warunkach. Miejmy nadzieję, że szkoły branżowe w przynajmniej jakimś stopniu będą odzwierciedlać niemieckie standardy w tym zakresie.

Podobnie jak z niedopasowaniem szkolnictwa do potrzeb rynku pracy mamy także kłopot w innych obszarach. Mam nieodparte wrażenie, że zamiast przewidywać tendencje na rynku pracy, reagujemy bezskutecznie dopiero na to, co się wydarza. Nie prognozujemy, nie pytamy ekspertów i biznesu o opinię, a co najgorsze nie robimy nic, aby ustrzec się przed negatywnymi skutkami zmian, które są przecież nieuniknione.

To samo dotyczy słynnego rynku pracownika.

Pracownicy są zadowoleni, ponieważ w związku z sytuacją na rynku pracy, to oni mogą dyktować warunki i przebierać w ofertach zatrudnienia. I niestety tracą czujność – nie śledzą trendów dotyczących zapotrzebowania na ich specjalizację i nie dbają o zdobywanie kompetencji, które mogą im być przydatne za kilka lat.

Taka postawa jest niestety bardzo krótkowzroczna. To, że teraz sytuacja pracowników jest bardzo dobra, nie oznacza, że za jakiś czas nie ulegnie zmianie. Wręcz przeciwnie, wszystkie dane historyczne oraz prognozy pokazują, że sytuacja na rynku pracy odwróci się o 180 stopni. Poniżej przedstawiam czynniki, które według mnie się do tego przyczynią.

  1. Robotyzacja

Najnowsze analizy Oxford University sugerują, że automatyzacja i cyfryzacja sprawią, że w ciągu najbliższych 25 lat zniknie niemal połowa miejsc pracy. Będą to przede wszystkim zawody z powtarzalnymi czynnościami, takie jak księgowa, czy urzędnik na poczcie, a także kasjer i pracownik call center.

Bezpieczne wydają się jedynie zawody, które wymagają empatii, jak lekarz czy psycholog, chociaż już teraz mamy aplikacje, które mogą w przyszłości mocno ograniczyć zapotrzebowanie na usługi tego typu. Oprócz tego w większości marketów widzimy kasy samoobsługowe, które powoli zaczną zastępować kasjerów. Amazon i DHL z kolei testują z kolei drony, które w przyszłości zastąpią kurierów.

  1. Polacy wracający z emigracji

W samej Wielkiej Brytanii mieszka prawie ponad milion Polaków. Z opublikowanego niedawno raportu firmy doradczej Deloitte wynika, że 47 proc. wykwalifikowanych i 27 proc. niewykwalifikowanych pracowników z krajów UE rozważa wyjazd ze Zjednoczonego Królestwa w najbliższych pięciu latach. Wyniki głosowania na temat Brexitu zapoczątkowały rozważania wielu Polaków na temat powrotu. Od jakiegoś czasu odnotowujemy coraz większą liczbę zapytań od Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii na temat możliwości powrotu do kraju.

Niektórzy na razie tylko badają sytuację, pytają m.in. o wysokość wynagrodzeń, liczbę ofert pracy, czy jest praca dla osób z ich wykształceniem i umiejętnościami. Zgłasza się do nas jednak także mnóstwo osób już zdecydowanych na powrót i to całymi rodzinami. Wysyłają do nas swoje CV prosząc o pomoc w odnalezieniu się na rynku pracy, który przez lata ich nieobecności zmienił się przecież diametralnie.

  1. Aktywizacja zawodowa kobiet

Kolejną grupą, która może zasilić nasz rynek pracy są kobiety. Ich przedsiębiorczość i aktywność zawodowa jest coraz szerzej promowana. Na ten moment według najnowszego badania Coca-Coli aż 4 na 10 Polek w wieku produkcyjnym nie pracuje i nie szuka pracy. Częściowo jest to spowodowane przypisanymi nam kulturowo rolami społecznymi, 500 plus na pewno także nie zachęca kobiet do aktywności zawodowej.

Wierzę jednak, że sytuacja ta ulegnie zmianie – kiedyś rzadko studiowałyśmy, a jeśli pracowałyśmy, to jedynie na szeregowych stanowiskach. Dzisiaj coraz więcej kobiet piastuje stanowiska kierownicze, a nawet zasiadają w zarządach. Organizowane są także konkursy mające na celu promocję proaktywnej postawy wśród kobiet. Wierzę więc, że coraz więcej z nas będzie aktywnych zawodowo.

  1. Pracownicy ze wschodu

Kolejną grupą, która tłumnie przybywa i będzie przybywać do Polski, aby wspierać nasz rynek pracy, są pracownicy ze wschodu. Szacuje się, że w Polsce pracuje już 1,2mln samych Ukraińców. A oprócz nich jest przecież w naszym kraju jeszcze wiele innych nacji. Wiele agencji zatrudnienia deklaruje, ze przymierza się do sprowadzania pracowników także z Białorusi, Mołdawii, a nawet odległego Nepalu.

Już teraz w większości sklepów, firm produkcyjnych i lokali gastronomicznych, zwłaszcza w dużych aglomeracjach, widzimy mnóstwo obcokrajowców. Procedury zatrudnienia osób zza wschodniej granicy nie są skomplikowane, a niedawno wprowadzony bezwizowy ruch turystyczny jeszcze bardziej uprościł temat legalizacji zatrudnienia. Za zatrudnianiem Ukraińców przemawia też fakt, że ich język jest zbliżony do naszego, a ich pracowitość niejednokrotnie jest doceniana przez polskich pracodawców.

  1. Elastyczne formy zatrudnienia

Pracodawcy i pracownicy coraz częściej zdają sobie sprawę z tego, że praca w ramach umowy o pracę przez 8 godzin dziennie w jednym miejscu pracy powoli odchodzi do lamusa. Firmy coraz częściej pracują projektowo, umożliwiając pracownikom pracę z dowolnego miejsca w dogodnym dla niego czasie. Dzięki temu jedna osoba może obsłużyć wiele firm i rozliczać się za wykonane zadania, nie godziny pracy.

Podsumowując, tak mamy teraz rynek pracownika. Biorąc jednak pod uwagę dane historyczne i wymienione wyżej potencjalne źródła poprawy tej sytuacji, nie będzie trwało to wiecznie. Mimo że wielu pracodawców narzeka na brak pracowników, do agencji zatrudnienia nadal zgłasza się mnóstwo osób z zapytaniem o oferty pracy.

To że nie wszyscy z nich są zarejestrowani w urzędzie pracy jako bezrobotni, nie oznacza, że nie są potencjalnymi kandydatami do zatrudnienia. Jest mnóstwo osób, które mimo etatu myślą o zmianie lub są skłonni do podjęcia niezobowiązujących rozmów. Tak więc pracodawco, głowa do góry, obserwuj swoją branżę, nie załamuj się, a jeżeli masz kłopoty ze znalezieniem ludzi do pracy, zgłoś się do firm, które mają narzędzia i wiedzę związaną z tym jak poruszać się po rynku pracy niezależnie czy jest on rynkiem pracownika czy pracodawcy.


Natalia BogdanNatalia Bogdan

Założycielka agencji pracy Jobhouse, ekspertka z zakresu HR i rynku pracy. W marcu 2017 roku otrzymała nagrodę publiczności w ogólnopolskim konkursie Bizneswoman Roku, organizowanym przez kobiecy portal Sukces Pisany Szminką.

Jobhouse Sp. z o. o. to działająca od 2011 roku to ogólnopolska agencja pracy tymczasowej i doradztwa personalnego, wywodząca się z Trójmiasta, ze 100% polskim kapitałem, o międzynarodowym zasięgu.

 

 

 

Udostępnij ten post:



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Powiązane treści
kontener magazynowy
Kontenery magazynowe są nieodłącznym elementem współczesnego...
Anna Maria Porowska
Anna Maria Porowska jest wybitną postacią w świecie...
Mata Barcicka
Już od kilkunastu lat widzimy na polskim rynku brak...
zmiany w prawie podatkowym
Każdego roku dochodzi do mniejszych lub większych zmian w po...
biuro rachunkowe
Biura rachunkowe mogą podchodzić do realizacji usług w różny...