Mój stryj i imiennik – Jan Borowski – był pilotem, który uczestniczył w walkach powietrznych w czasie II wojny światowej. Mama była pilotką szybowcową. Ja też zostałem pilotem. Jestem szczęśliwy, że mogę kontynuować tę tradycję, a jednocześnie przywracać do życia zapomniane zabytki lotnictwa – mówi Jan Borowski, założyciel Fundacji Zabytki Polskiego Nieba
Jan Borowski – Zabytki w dziedzinie lotnictwa trzeba podzielić na latające i nielatające, które tylko ładnie wyglądają. Osobiście jestem entuzjastą tych pierwszych, dlatego gorąco kibicuję wszelkim latającym muzeom, które są bardzo potrzebne, aby upowszechniać historię polskiego lotnictwa i przybliżać ją kolejnym pokoleniom w jak najbardziej atrakcyjny sposób. Niestety zabytkowych samolotów, które są zdolne do lotu, jest niewiele. To, co mogło przetrwać od czasów wojny, było skutecznie niszczone, żeby nikt nie uciekł za granicę. Taka była przed laty filozofia. Dziś przywracaniem zabytkowych samolotów do stanu lotnego zajmują się nieliczne firmy prywatne i fundacje, w tym moja, prowadzone przez pasjonatów i miłośników lotnictwa. Działalność muzealnicza, w ramach której gromadzone są mniej lub bardziej zakurzone eksponaty wystawowe, daje tylko część satysfakcji, nieporównywalną z poczuciem, że rekonstruując zabytkową maszynę, która jest w stanie wznieść się w powietrze, zagłuszyć nas dźwiękiem silnika i dać pokaz dawnego pilotażu, udało się dokonać czegoś wyjątkowego. Dużo ciekawiej jest móc zobaczyć, jak samolot latał niż tylko jak wyglądał. Niestety muzea często wyznają inną politykę i restrykcyjnie pilnują, żeby tylko zabytek nie wzniósł się w powietrze w obawie, że się rozbije.
Jan Borowski – Chciałem, aby jak najwięcej samolotów, które kiedyś latały, mogło być zaprezentowanych szerokiej publiczności. Wystarczy pojechać do Stanów Zjednoczonych, by w pokazach lotniczych, na otwarcie praktycznie każdej imprezy, podziwiać na niebie wyczyny zabytkowych maszyn. To doskonała ilustracja myśli technicznej danego kraju i jej historycznego postępu. W Polsce też mieliśmy duże osiągnięcia lotnicze, w dawnych czasach byliśmy naprawdę zaawansowani technicznie, ale tego nie uszanowaliśmy. Te tradycje i sukcesy zostały w dużej mierze zaprzepaszczone. A ja się pytam, dlaczego na najważniejszych wydarzeniach lotniczych nie prezentujemy historycznej reprezentacji polskiego lotnictwa zamiast np. F-16?
Jan Borowski – Są, choć stosunkowo rzadko odtwarzają polskie maszyny, a ja jestem zwolennikiem samolotów polskiej konstrukcji, które były używane w naszym kraju. Są zamożni miłośnicy lotnictwa, którzy kupują zabytkowe samoloty i przechowują je w naszych hangarach, ale z polskim lotnictwem nie mają one nic wspólnego – są śladem historii techniki światowej. Nam udało się odtworzyć polski samolot PZL TS-8 Bies, a aktualnie przygotowujemy do lotu motoszybowiec Bąk II zrekonstruowany wyłącznie na podstawie zachowanej dokumentacji, bo żaden egzemplarz się nie zachował. Projekt jest na ukończeniu, zostało jakieś pół roku pracy, zanim będziemy mogli pokazać publiczności jego możliwości. Podjęliśmy się też rekonstrukcji radzieckiego Jakowlewa, czyli samolotu Jak-11, na którym polska armia przez wiele lat latała po wojnie.
Jan Borowski – Myślę, że ciągłość działania. Wszelkie przerwy, przestoje w procesie powodują, że dotychczasowy dorobek nieco się dezaktualizuje. Takich spraw nie załatwia się entuzjastycznymi zrywami, tu ważne są plan i konsekwencja.
Jan Borowski – Rzeczywiście trochę to trwało, ale zależało mi, więc dopiąłem swego. Miałem silną motywację, bo wzrastałem w rodzinie z tradycjami lotniczymi. Mój stryj i imiennik – Jan Borowski – był pilotem, który uczestniczył w walkach powietrznych w czasie II wojny światowej. Mama była pilotką szybowcową. Ja też zostałem pilotem. Jestem szczęśliwy, że mogę kontynuować tę tradycję, a jednocześnie przywracać do życia zapomniane zabytki lotnictwa. Jednak nie mógłbym tego robić, gdyby nie działalność gospodarcza, którą prowadzę, bo Fundacja to kosztowna przyjemność, zwłaszcza jeśli nie ma się żadnych dotacji. Oczywiście w sferze biznesu też towarzyszą mi samoloty i śmigłowce – moja firma zajmuje się ich dystrybucją.
Jan Borowski – W głównej mierze tak. Czasem pożyczam od zaprzyjaźnionych firm narzędzia albo materiały, mam kilku sponsorów, ale pokrywają oni 5–10 proc. wszystkich nakładów potrzebnych na rekonstrukcję podniebnych zabytków. Resztę wykładam z własnej kieszeni. Sam też kieruję pracą zespołu specjalistów, którzy mają wysoką kulturę techniczną.
Jan Borowski – Prace nad Jakiem, pozyskanym z pomnika, trwają już 8 lat i mam nadzieję, że jeszcze w tym roku uda nam się go oblatać. W przypadku Bąka, który stworzyliśmy od podstaw, dysponując jedynie dokumentacją techniczną, realizacja trwa jeszcze dłużej. To długi, absorbujący i kosztowny proces, ale wielce satysfakcjonujący, bo wynik jest unikalnym osiągnięciem.
Jan Borowski – Szukam głównie u przyjaciół, którzy zajmują się rekonstrukcją w innych krajach, ale zdarzają się niespodziewane wyjątki, jak w przypadku Bąka, do którego dokumentację znalazłem w okazyjnej cenie na Allegro. Takie przypadki pokazują, jak wiele cennych materiałów jest w posiadaniu osób nieświadomych ich wagi i wartości. Aż żal nie skorzystać, gdy są tak łatwo dostępne.
Jan Borowski – Na pewno Bies, który dzięki nam lata już od kilku lat. Teraz czekam, aż wytoczymy z hangaru gotowego do lotu Jaka-11. Myślę, że to nie tak odległa perspektywa – jest już pomalowany.
Jan Borowski – Mamy zamiar przywrócić do życia polski powojenny samolot rolniczy Kruk, skonstruowany w PZL Warszawa-Okęcie. Jedyny taki samolot lata w Chinach, my bylibyśmy drudzy. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się jeszcze zrekonstruować niezwykle cenny samolot P11-C, który rozpoczynał II wojnę światową. Obecnie jego jedyny oryginalnie zachowany egzemplarz znajduje się w Krakowie, niestety niezdolny do lotu. Marzy mi się, aby móc go odbudować i zaprezentować w akcji, aby Polacy zobaczyli, jakim sprzętem broniliśmy się w 1939 r. To szczególnie ważne dla mnie osobiście, bo właśnie tym samolotem latał mój stryj. Myślę, że jest to prawdopodobny projekt.
Jan Borowski – Latamy nimi na pokazach lotniczych, aby jak najszersza publiczność mogła zapoznać się z zabytkami awiacji, głównie krajowej. Bywamy na pokazach w Krakowie, w Kętrzynie, w Płocku, byliśmy na Air Fair. Kilkakrotnie prezentowaliśmy efekty naszej pracy za granicą, m.in. w Belgii i Niemczech. Spotykamy się z bardzo przychylnym przyjęciem i dużym zaciekawieniem, bo nasze rekonstrukcje to unikalne egzemplarze, znane tylko z archiwalnych fotografii, dokumentacji, muzealnych wystaw, więc wzbudzają duże zaciekawienie.
Rozmawiała Małgorzata Szerfer-Niechaj
Fot. archiwum Fundacji Zabytki Polskiego Nieba
Wydaje mi się, że pierwszy powojenny motoszybowiec “Pegaz” bezwzględnie zasługuje aby Fundacja Zabytki Polskiego Nieba zbudowała jego latającą replikę, ponieważ jest dostępna kompletna dokumentacja konstrukcyjno-warsztatowa tego udanego i bardzo w swojej konstrukcji orginalnego płatowca.