Lanberry

Lanberry – Lubię, jak coś jest nieoczywiste

Opublikowano: 2 sierpnia 2021

Piosenkarka, autorka tekstów i kompozytorka, nominowana do Fryderyka 2021 w 4 kategoriach, zdobywczyni 1. miejsca w konkursie Premier w Opolu w 2020 roku. Lanberry opowiada o swojej muzyce i o sobie. Wegetarianka, przeciwniczka szufladkowania, miłośniczka natury i muzycznych poszukiwań.

Jesteś nominowana do czterech Fryderyków 2021 w kategoriach Album Roku, Utwór Roku 2021, Autor Roku 2021 i Kompozytor Roku 2021. Co to dla ciebie znaczy?

Lanberry: Ogromne szczęście i wdzięczność. Fryderyki to nagrody branżowe przyznawane przez przedstawicieli rynku muzycznego, ale także artystów, którzy są już laureatami tych nagród, więc dodatkowo to wielka satysfakcja, że moje dokonania artystyczne zostały zauważone i docenione przez kolegów z branży.

Byłaś już nominowana do Fryderyków w 2019 i 2020 roku. Obecnie masz dużą szansę, żeby zdobyć statuetkę, a nawet kilka, ale masz także mocną konkurencję. Myślisz, że uda ci się wygrać z takimi artystami, jak Sanah czy Marysia Sadowska?

Lanberry: Nie myślę w kategoriach, czy uda mi się z kimś wygrać. Nie patrzę na muzykę jak na sport. Oczywiście, rywalizujemy ze sobą, ponieważ bierzemy udział w plebiscytach, w których liczą się głosy, ale tak naprawdę − zawsze to powtarzam − nie chcę patrzeć na muzykę jak na rywalizację. Chcę pielęgnować swoją grupę odbiorców, powiększać ją i rozwijać się jako artystka. Chcę oferować i pokazywać swoje artystyczne strony, których do tej pory jeszcze nie odkryłam albo nie pokazałam. Podchodzę z jak największą sympatią i z dużym szacunkiem do wszystkich nominowanych i trzymam za nich kciuki.

Twój nominowany album „Co gryzie panią L?”, który ukazał się w październiku ub.r., został uznany przez krytyków za najbardziej intymny, a zarazem najdojrzalszy i przełomowy w twoim dorobku. Jak sama go oceniasz?

Lanberry: Na pewno jest przełomowy. Powstawał mniej więcej 2 lata i mam poczucie, że dla mnie te 2 lata to dekada, ponieważ tyle się w moim życiu zmieniło, także we mnie. To jest ewolucja – powiedziałabym, że nawet rewolucja. W tym albumie rozliczam się trochę z tym, co się wydarzyło w ciągu ostatnich lat, ale nie tylko. Są tam piosenki o mojej relacji ze sobą, o tym, jak się ta relacja zmieniła i jak zaczęłam o nią dbać. Tak po prostu wewnętrznie przytuliłam siebie w swoim życiu. To można usłyszeć chociażby w „Usłyszysz mnie” albo w „Tracę”. Są też utwory o relacjach ze światem, zarówno osobistych, jak i zawodowych. Jest też nuta tęsknoty za autentycznością, za światem bardziej analogowym, za większą wzajemną czułością, co słychać chociażby w utworze „Mirabelki”. Jest też moja obserwacja tego, co się dzieje w społeczeństwie, jak bardzo jesteśmy podzieleni, m.in. w utworze „Nocny sport”. Poruszam także problem tego, co dzieje się w popkulturze, czyli w świecie, który jest mi bliski. W utworze „Pustosłów” śpiewam o tym, co mnie irytuje.

Wiosną miała miejsce premiera twojego teledysku do singla „Tylko tańczę”. Jesteś współautorką pomysłu i scenariusza, a reżyserem teledysku jest Adam Romanowski…

Lanberry: Tak. Do Adama mam duże zaufanie, szczególnie do jego poczucia estetyki. Zaczęliśmy razem pracować przy teledysku do piosenki „Tracę” i wtedy przekonałam się, że jego wizja i wyobraźnia, a także zrozumienie mnie jako artystki są czymś naprawdę niesamowitym. Łączy nas wyjątkowe porozumienie i bardzo lubię pracować z Adamem.

W klipie widać fascynację latami 80. i 90. Dlaczego właśnie taki pomysł? Czy jesteś fanką tego okresu?

Laberry: Jestem fanką retroklimatów i to nie od wczoraj. Czerpanie z różnych dekad zawsze towarzyszyło mi w mniejszym lub większym stopniu na mojej drodze. Mam wrażenie, że wszystko to, co było, jest mi bardzo bliskie. Mam na myśli muzykę i to, co poszczególne dekady mają do zaoferowania. Lubię łączyć to, co było, z tym, co jest teraz i co jest świeże. Mam wrażenie, że jestem swego rodzaju nośnikiem, łącznikiem między tym, co było, i tym, co dzieje się w muzyce. Bardzo mi z tym dobrze, ponieważ lubię miksować różne rzeczy. Jestem bardzo eklektyczna i bardzo nie lubię, kiedy ludzie zarówno w muzyce, jak i w życiu na siłę próbują wsadzać do szuflad i naklejać etykiety. Lubię, gdy coś jest nieoczywiste, trudne do zdefiniowania, ponieważ przez to jest dla mnie ciekawsze.

W utworze i w teledysku jest mocny, słodko-gorzki przekaz. Co chcesz powiedzieć swoim fanom?

Lanberry: Przekaz w tym teledysku rzeczywiście jest słodko-gorzki, ale też momentami z przymrużeniem oka. Chciałam pokazać wycinek z życia w związku małżeńskim, jednak takim, w którym sporo rzeczy poszło nie tak i nie ma fundamentów partnerskich. Chciałam zwrócić uwagę na to, jak ważne jest, żeby w swoich życiowych decyzjach trwać przy sobie, żeby nie ulegać wpływom środowiska czy bliskich, nie spełniać cudzych oczekiwań, ponieważ to się zawsze kończy tragicznie. Chciałam pokazać, co może się wydarzyć, jeśli nie będziemy żyć według własnej prawdy.

Zachęcam wszystkich, żeby sięgnęli po klip „Tylko tańczę”. Też ma swój specyficzny klimat – to jest taki późny PRL, kogel-mogel. Myślę, że to się może spodobać.

Lanberry

Jesteś współautorką dwóch zwycięskich utworów dziecięcej Eurowizji: „Anyone I want to be” Roksany Węgiel i „Superhero” Viki Gabor. Opowiedz, jak do tego doszło.

Lanberry: W dzisiejszym świecie sub-writingowym bardzo często jest tak, że cały team jest odpowiedzialny zarówno za tekst, jak i za muzykę. Nie ma sytuacji, że dana osoba jest odpowiedzialna za to, a inna za tamto. Akurat ja bardzo często pracuję w zespole, gdzie wszystko płynnie się miesza. I bardzo fajnie, ponieważ to przynosi niesamowite rezultaty.

W przypadku Roksany Węgiel rzeczywiście byłam odpowiedzialna za angielski tekst tej piosenki. Natomiast polski tekst stworzył Patryk Kumór. W przypadku piosenki „Superhero” robiliśmy całą piosenkę od początku właśnie w teamie: Patryk Kumór, Dominik Buczkowski i ja. Okoliczności powstawania tej piosenki wspominam jako bardzo przyjemny proces. Najpierw stworzyliśmy muzykę, która powstała w jeden dzień. Następnie zastanawialiśmy się nad tekstem. Ja, jak zwykle, swoim zwyczajem, pojechałam nad rzekę, gdzie jest mi najwygodniej i najlepiej, czyli w kontakcie z naturą. Tam sobie powoli dziergałam ten tekst. Kontaktowałam się bezpośrednio z Patrykiem, który w tym czasie pisał polski tekst. Potem jeszcze to sobie fajnie zgraliśmy i tak powstał utwór.

Lubisz pisać dla innych?

Lanberry: Kiedy mam czas, przestrzeń i energię, to jak najbardziej, aczkolwiek zawsze powtarzam, że priorytetem jest pisanie dla siebie, a pisanie dla innych to działalność poboczna.

Twój poprzedni singiel „Plan awaryjny” zdobył 1. miejsce w konkursie Premier podczas 57. Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Jakie znaczenie ma dla ciebie ta nagroda i udział w konkursach?

Lanberry: Konkursy nigdy nie były moją zajawką w życiu. Nie brałam w nich udziału, nawet będąc dzieckiem. Moje podejście właściwie się nie zmieniło. Zawsze uważałam, że duch rywalizacji zupełnie do muzyki nie pasuje. Oczywiście festiwal w Opolu czy w Sopocie to inna bajka. To, że mogę występować na tej samej scenie, na której występowało tak wielu artystów, których podziwiam i podziwiałam, jest wielkim zaszczytem, ale przede wszystkim spełnieniem marzeń. Wygrana w Opolu była dla mnie trochę surrealistycznym przeżyciem. Zresztą widać to było po mojej reakcji, kiedy otrzymałam tę nagrodę, ale oczywiście była to olbrzymia przyjemność i czuję wielką wdzięczność, że mogłam tego doświadczyć. No i fajnie było świętować już po samym festiwalu (śmiech). W ogóle ten ubiegłoroczny festiwal opolski był dla mnie wyjątkowy. Jak wiadomo, sytuacja była taka, że koncertów nie graliśmy, więc w tym kontekście spotkanie z publicznością naprawdę było wielkim przeżyciem.

Za twoimi sukcesami kryje się praca wielu ludzi, zarówno przy tworzeniu utworów, jak i teledysków, o czym już wcześniej wspominałaś podczas tej rozmowy. W jaki sposób dobierasz ludzi, z którymi pracujesz? Jakie znaczenie ma dla ciebie współpraca z innymi?

Lanberry: Nie jestem sama sterem, okrętem i żeglarzem. Zawsze pracuję z kimś i zawsze bardzo starannie dobieram grupę współpracowników, żebyśmy po prostu mieli przyjemność z przebywania razem i z tego, co robimy. Przede wszystkim podczas pracy musi być między nami chemia, wtedy taka współpraca jest nie tylko efektywna i satysfakcjonująca, lecz także rozwijająca. Taka grupa może czerpać z siebie nawzajem, wznosząc się na kolejny level.

Miałam wielkie szczęście pracować z wyjątkowymi osobami przy ostatniej płycie, na czele z Bartkiem Dziedzicem, który dla mnie jest absolutną legendą, instytucją, jeśli chodzi o polski rynek. Oczywiście także już wcześniej wspomniani Dominik i Patryk, duet Linia Nocna, czyli Mimi Wydrzyńska i Mikołaj Trybulec, z którymi uwielbiam pracować. Naprawdę bardzo zdolni ludzie. Harry, czyli Kuba Krupski z mojego zespołu, z którym napisałam chociażby „Plan awaryjny”. I jeszcze Robert Krawczyk – absolutnie fenomenalny artysta, songwriter, producent, odpowiedzialny m.in. za ostatnie sukcesy Mroza.

Taki zestaw ludzi musiał przełożyć się na wiele, wiele sytuacji twórczych i niesamowitych przeżyć. Zawsze bardzo się ekscytuję, kiedy mam możliwość spotkania i wymiany twórczej energii z takimi ludźmi.

W jaki sposób dochodzi do współpracy z tymi ludźmi? Czy jest to kwestia bardziej przypadku, życiowego szczęścia, czy raczej twoje świadome i ukierunkowane działanie?

Lanberry: W większości to jest świadome, ponieważ wiem, co ci ludzie robią na co dzień, wiem z kim pracowali, wiem, jak brzmią ich produkcje, jaki mają artystyczny vibe. Cały czas poszukuję takich osób, z którymi mogłabym nawiązać współpracę. Czasami też takie spotkania wychodzą przypadkowo. Był okres w moim życiu, kiedy bardzo często jeździłam na tak zwane campy songwritingowe, na których pisaliśmy piosenki przez parę dni w różnych grupach, w różnych klimatach, często z przypadkowymi osobami, z przypadkowymi producentami z całego świata. Momentami było to wyzwanie, ale też miałam ogromną przyjemność, kiedy mogłam poznać zupełnie inne podejście do muzyki – swego rodzaju nieznany ląd.

Przy tej płycie to była bardzo świadoma praca z konkretnymi osobami. Bardzo się cieszę, że udało nam się do tego doprowadzić. To w dużej mierze zasługa mojego managera Jacka Jagłowskiego, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Dzięki temu spełniły się moje marzenia.

Jakie są twoje inspiracje muzyczne? Ulubione gatunki, nurty, artyści?

Lanberry: Z tymi inspiracjami jest tak, że ciężko je wymienić, tak po prostu na „pstryk”. Uwielbiam poszukiwać na Spotify. Co tydzień robię sobie taki research. Mój algorytm na Spotify dobrze mnie już zna i wie, że uwielbiam nurkować w takich totalnych odmętach muzyki, która oczywiście jest wciąż popowa, ale też trochę indie, trochę alternatywna. To są produkcje, które zazwyczaj mają po kilka tysięcy wyświetleń, ale są tak dobre i tak ze mną rezonują, że potrafię je przez siebie przefiltrować. Tych artystów jest bardzo dużo i ciężko by mi było rzucić teraz jakieś konkretne nazwisko, ale zawsze podkreślam, że jestem wielką fanką skandynawskiej sceny muzycznej i tutaj zawsze pada nazwisko Tove Lo, chociaż ona już dawno nie wydała długogrającego albumu. No i nie mogę nie wspomnieć o mojej wielkiej inspiracji ze świata pop – Madonnie. Jest dla mnie absolutną legendą, ikoną przeobrażeń. Jest kwintesencją tego, co kocham w muzyce, tzn. tego, że nie robimy tego samego przez 40 lat, nie odcinamy kuponów od tego, co robiliśmy na początku, ale próbujemy artystycznie ewoluować. To jest super.

Jeśli chodzi o gatunki, to staram się już ich nie nazywać, ponieważ te granice naprawdę się zacierają. Może jeszcze coś nam rozjaśniają, nawigują nas po świecie muzyki, ale niekoniecznie mają sens i zastosowanie. Pop jest tak pojemnym gatunkiem, że mieści wiele różnych dziwacznych rzeczy i połączeń. Właśnie dlatego bardzo lubię ten gatunek.

Lanberry

Jesteś wegetarianką. Dlaczego zdecydowałaś się na ten krok?

Lanbery: Tak, od 7 lat jestem wegetarianką. To było bardzo łatwe. Myślę, że największym problemem dla ludzi, którzy decydują się nie jeść mięsa, jest fakt, że tęskną za jego smakiem. Na szczęście u mnie tego problemu nie było, ponieważ od dziecka nie byłam wielką fanką mięsa. Jego brak w moim życiu nie był dla mnie wielkim problemem. Potem doszła świadomość i wiedza. Świadomość tego, jak działa przemysł mięsny, jaki koszt ponosi nasza planeta, i świadomość, jaką drogę przebywa ten piękny kotlet, który ląduje na naszym talerzu.

Choć nie staję nad każdym i nie tłumaczę mu, co je i jak to jedzenie zostało pozyskane, to zauważyłam, że kiedy poruszam ten temat z osobą, która ma przestrzeń na jakąkolwiek rozmowę na ten temat i kiedy rozmawiamy o twardych danych, bez emocji, to mam wrażenie, że jakieś ziarno zostaje zasiane. To są po prostu fakty, które trudno zignorować.

Nie mam aspiracji, żeby z dnia na dzień ludzie przestali jeść mięso, ale chciałabym, żeby ograniczyli spożycie, np. jeden kotlet tygodniowo zamiast codziennie. To jest takie moje marzenie. No i żeby naprawdę zwiększać świadomość na temat tego, jak wygląda przemysł mięsny. Mam na myśli nie tylko mięso zwierząt hodowlanych, ale też cały segment rybołówstwa, bo to też jest temat warty zgłębienia, jak to wszystko wygląda od kuchni i jakim kosztem dla środowiska się odbywa, nie wspominając już o cierpieniu zwierząt.

Często podkreślasz także, że ważny jest dla ciebie związek z naturą, bycie w bliskim kontakcie z przyrodą.

Lanberry: Tak, czuję ogromny związek z fauną i florą. Kiedy przebywam w lesie, nad wodą, po prostu czuję się w totalnej równowadze. To mnie uspokaja. Miejska dżungla też daje mi dużo inspiracji, ale kiedy mam już tego za dużo, to wiem, że muszę jechać do lasu, żeby się trochę zbalansować. Potrafię siedzieć dwie godziny na brzegu rzeki i po prostu być. Ta rzeczywistość wpisuje się w moją filozofię życia.

Z powodu pandemii mieliśmy i mamy dużo ograniczeń. Jednak lasu nikt mi nie zabierze. Zawsze mogę tam pojechać. Mam swoje ulubione miejsce niedaleko Warszawy, więc wystarczy moment i już mogę przenieść się blisko natury. Mam wielkie szczęście, że znalazłam to miejsce, ale wciąż szukam nowych. Nawet tutaj, w Warszawie, są takie miejsca i fajnie jest je odkrywać.

Jakie są twoje plany artystyczne, nowe projekty?

Lanberry: Przede wszystkim dużo pracy, dużo pisania w domu, ale też w studio. Już kiełkują mi pomysły na nowe utwory i ogólne przesłanie na nowy album. Utwór „Tylko tańczę” okazał się pięknym zwieńczeniem tej płyty i podsumowaniem tego, co chciałam przekazać. To piosenka o wolności wyboru, bo kiedy mamy przestrzeń na podejmowanie decyzji, to są one zgodne z tym, co czujemy, bez żadnych nacisków, bez presji, bez poczucia, że możemy kogoś zmartwić, rozczarować. Jeśli uda się od tego wyrwać, wtedy nasze wybory stają się prawdziwe i możemy podążać za własną prawdą. To jest absolutne motto mojej ostatniej płyty „Co gryzie panią L?”.

Szykuję też kilka bardziej akustycznych niespodzianek. Zapewne niedługo zaprezentuję coś zupełnie nowego. Nie chcę na razie zbyt dużo zdradzać. Będę wrzucać sporo materiału na mojego Tik-Toka, którego prężnie rozwijam pod kątem muzycznym. Dużo będzie się działo. Nie zwalniam tępa.

Jakie jest twoje największe marzenie artystyczne?

Lanberry: Marzę, żeby wszystko wróciło do normalności, żeby wróciły koncerty, żeby było dużo zdrowia i energii na dalsze działania i na nowe spotkania, wyzwania artystyczne. Niech się dzieje!

Życzę ci, żeby się działo. Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Ewa Ploplis

fot. Anna-Liminowicz / Universal

Udostępnij ten post:



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Powiązane treści
Sonos
Dzięki zaawansowanym technologiom, takim jak wzmacniacze kla...
Totalnym must have w szafie każdego mężczyzny powin...
Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena
17 marca  br. rozpoczął się 28. Wie...
Sławomir Zawadzki
Kryptowaluty stanowią...
SAKANA
Nie istnieje jeden przepis na sukces, każda restaura...