Podróże pomagają znaleźć właściwą perspektywę. Pod warunkiem że ruszamy w podróż otwarci, chłonni, bez uprzedzeń. Odkrywamy, że nie jesteśmy sami, a nasze spojrzenie na rzeczywistość, nasze poglądy, wierzenia, zwyczaje są tylko jednym z możliwych wariantów istnienia na tej bolesnej, a zarazem bezgranicznie pięknej planecie – mówi Marcin Kydryński, który w swojej najnowszej książce „Dal. Listy z Afryki minionej” zaprasza w podróż na Czarny Ląd z czasów ery kolonialnej, do przeszłości, którą składa ze starych fotografii, pocztówek i zdań zapisanych na ich odwrocie.
Marcin Kydryński – „Biel” była historią moich własnych wędrówek. To ćwierć wieku fotografowania, doświadczania Afryki. Historia osobista, chwilami bardzo intymna. „Dal” jest prequelem „Bieli”, objawia nam więc Afrykę, jakiej nikt z nas doświadczyć nie mógł. Sięga do pierwszych spotkań Europejczyków z tym kontynentem, ale oczywiście osią historii są fotografie, a ściślej: pocztówki ery kolonialnej. Mam ich ogromną kolekcję. To one, ale też stare listy, mapy, ryciny stają się pretekstem do rozmów o tamtej epoce. O fotografii – jej początkach, ale i samej istocie tej sztuki. O literaturze, muzyce, malarstwie. W centrum jednak zawsze pozostaje pojedynczy człowiek. Próba zatrzymania go jeszcze na chwilę, choć przeminął.
Marcin Kydryński – Oczywiście podtytuł mógł brzmieć: „Fotografie…”, ale nie mówiłby całej prawdy. To historie o losach ludzi, zawarte zarówno w obrazach, jak i w ich własnych słowach, skreślonych wiecznym piórem na kartce. Bywa, że – jak w wypadku autorów kilku listów z mojej kolekcji – są to postacie legendarne: Stanley, Livingstone, generał Gordon. Mnie jednak zawsze ciekawią najbardziej losy postaci drugoplanowych. To fotografowie, ich modele i modelki – Afrykanie, którzy nie mogli do nas przemówić w żaden inny sposób, niż zostawiając swoją twarz na karcie pocztowej. To wreszcie ludzie, którzy te kartki słali do bliskich w starym kraju, i ci, którzy w epoce dziejowych zawieruch te krótkie opowieści czytali. Losy fascynujące, przejmujące, nawet szokujące, jeśli to słowo nie zdewaluowało się jeszcze kompletnie. Ale jak inaczej nazwać sytuację, kiedy wysyła się do ukochanej damy z życzeniami szczęśliwego nowego roku sceny egzekucji, rozstrzelania, powieszenia, obrazy wojennego pobojowiska, odcięte głowy?
Marcin Kydryński – „Dal” nie jest książką z tezą. Jakkolwiek niewolnictwo nie pozostawia wątpliwości w kwestii jego moralnej oceny, to już kolonizacja była zjawiskiem złożonym. Podkreślał to wielokrotnie Kapuściński i nie umiem się nie zgodzić. Nie feruję wyroków. Pokazuję zarazem grozę i piękno, zło i czułość, pogardę i olśnienie. To, co potworne, i to, co w tej potworności głęboko ludzkie. Jest w „Dali” miejsce dla patologicznego mordercy, jak Leon Rom, i dla wielkiego humanisty, pokojowego noblisty, jak Albert Schweitzer. Przy czym okazuje się, że poglądy tego ostatniego dziś wydawać nam się mogą trudne do zaakceptowania. Byłoby błędem przykładanie dzisiejszych norm etycznych do historii sprzed wieku. Pozwalam sobie zatem na luksus nieoceniania.
Czy jest miejsce na uśmiech? Wydaje mi się, że historie afrykańskich peregrynacji geniuszy literatury, takich jak Gustaw Flaubert czy André Gide, są chwilami szalenie zabawne. Jednocześnie wyobrażam sobie, że znajdą się obrońcy moralności, dla których te rozdziały będą oburzające. Dziś ludzie bardzo łatwo oburzają się na błahostki, choćby odsłonięty dekolt, a nie dość łatwo na zło fundamentalne.
W „Dali” każda kolejna fotografia staje się przepustką do wejścia w zupełnie inny świat. To blisko trzydzieści rozdziałów, które są podróżami zarówno po samym kontynencie, jak i – jak mówiłem – po literaturze, po świecie malarstwa, muzyki, a nawet etyki. Ciekawie się ogląda te dawne fotografie z dzisiejszej perspektywy. To szansa dla nas, by przyjrzeć się sobie samym. Jak zmieniliśmy się na przestrzeni z górą wieku? Jak ewoluowała nasza empatia? Jak – i czy w ogóle – zmieniał się nasz ogląd odmiennych kultur? Czy staliśmy się lepsi? Jak nasz świat traktuje kobiety? Czy nie stygmatyzuje odmienności? Co z Kościołem? Z religią? Z wiarą? „Dal” dotyka tych wszystkich kwestii.
Marcin Kydryński – W „Bieli” były to historie, które sam usłyszałem. „Dal” przenosi nas w odległy świat, gdzie strzępy, urywki, okruchy, pojedyncze słowa, wreszcie nie do końca odszyfrowany, wyblakły charakter pisma na podartej karcie pocztowej muszą wystarczyć i zbudować dramaturgię. Często pozwalam sobie na konfabulację: mogło być tak, ale mogło być inaczej. Panna H. mogła mieć na imię Helena i w wiosenny paryski poranek, gdy jej wzrok padał na pocztówkę z portretem schwytanego w sieć, torturowanego więźnia, mogła mieć rozmaite refleksje. Próbuję przez chwilę być nią. Ale i tym więźniem. I fotografem, który zrobił to zdjęcie. „Dal” to nie jest reportaż. To dość dziwna książka, dla której długo szukałem formy.
Marcin Kydryński – Podróżuję zawsze z aparatem i zawsze z książkami. Te światy współistnieją, przenikają się. Są dla siebie nawzajem niezbędne.
Marcin Kydryński – „Dal” to w znacznym stopniu ćwiczenie z empatii. Dla nas wszystkich. Próba zrozumienia – by sięgnąć do Norwida – że „przeszłość to dziś, tylko cokolwiek dalej. Nie jakieś tam coś, gdzieś, gdzie ludzie nigdy nie bywali”. Wierzę, że odnajdziemy się w losach tych postaci, że wzruszą nas ich twarze, porazi ich piękno, przerazi historia, jakby była nasza własna. Jest to więc zarazem Afryka odległa i bliska, bo dziejąca się zawsze.
Fotografia, mawiała Susan Sontag, to chwila obarczona przywilejem trwałości. Patrzę w oczy tych ludzi, dawno minionych, i pragnę ich zatrzymać, utrwalić właśnie. Ocalić – niech mi będzie wolno sięgnąć po tak mocne słowo. w „Dali” – a zatem w jakimś sensie we mnie samym – wyznaczyłem im to ostatnie spotkanie. Dałem czas, miejsce i czułość, jak piszę we wstępie. To dla mnie, po latach pracy nad tą książką, moi bliscy, postacie mi współczesne. „Dal” jest też, proszę wybaczyć pewną górnolotność, przeciw przemijaniu, nieistnieniu, przeciw śmierci po prostu.
Marcin Kydryński – Bywa, że mieszkam w Lizbonie. Cenię sobie jej światło, jej muzykę, bliskość oceanu. Stąd książka „Muzyka moich ulic”. Moim ukochanym krajem są jednak Włochy – przykład idealnej symbiozy, współistnienia natury z kulturą. W Afryce mam wiele miejsc bliskich sercu. Wędrowałem po trzydziestu paru krajach. W wielu z nich kilku-, a nawet kilkunastokrotnie. Od blisko 30 lat wracam do Etiopii. Zamyślam książkę fotograficzną o mojej intymnej relacji z tym krajem.
Marcin Kydryński – Podróże pomagają znaleźć właściwą perspektywę. Pod warunkiem że ruszamy w podróż otwarci, chłonni, bez uprzedzeń. Odkrywamy, że nie jesteśmy sami, a nasze spojrzenie na rzeczywistość, nasze poglądy, wierzenia, zwyczaje są tylko jednym z możliwych wariantów istnienia na tej bolesnej, a zarazem bezgranicznie pięknej planecie.
Rozmawiała Małgorzata Szerfer-Niechaj
skany fotografii – archiwum autora
Piękna, wzbogacająca lektura. Do czytania i oglądania, bo kolekcja starych grafik robi wrażenie.
Cudowna Afryka i niezwykły dar opowieści Marcina Kydryńskiego – połączenie idealne.