Oscary 2017 – wesoło, ale i poważnie

Opublikowano: 3 marca 2017

Tegoroczna gala rozdania Oscarów była prowadzona bardziej na luzie niż jej poprzedniczki, choć to nie znaczy, że ze sceny nie padło wiele ważnych deklaracji. Jeśli miałbym określić tę uroczystość jednym przymiotnikiem, powiedziałbym, że była ona polityczna. Znani ludzie znakomicie wykorzystali swoją medialną pozycję do zanegowania rzeczywistości, która od kilku miesięcy otacza Amerykanów.

Oscarową noc Anno Domini 2017 – niewątpliwie najbardziej wyjątkową w roku – rozpoczął Justin Timberlake, który jeszcze za kulisami zaczął śpiewać „Can’t Stop the Feeling” z filmu „Trolle”. Była to pierwsza piosenka z puli nominowanych do nagrody, które usłyszeliśmy tamtego wieczoru. Wprowadziła publiczność w wyjątkowy nastrój, o czym świadczy fakt, że wszyscy wstali ze swoich miejsc i ruszali się w rytm melodii razem z artystą. Ten zaś przeszedł schodami przez całą salę, po czym wskoczył na scenę, na której towarzyszył mu tłum tancerzy, by za chwilę zeskoczyć z niej i – chodząc między swoimi sławnymi koleżankami – tańczyć chwilę z niektórymi z nich. Trzeba przyznać, że było to naprawdę mocne wejście.

 

Politycznie (nie)poprawny prowadzący

Jimmy Kimmel, gospodarz i producent telewizyjnego show „Jimmy Kimmel Live!”, okazał się konferansjerem pozbawionym schematów i granic. Już po jego pierwszych słowach można się było domyślić, że wieczór nie obędzie się bez politycznych akcentów.

Oglądają nas miliony Amerykanów i ludzie w 225 krajach, którzy nas nienawidzą. Nie muszę wam mówić, że nasz kraj jest podzielony. Mówiono mi, bym powiedział coś, co was zjednoczy. Nie potrafię tego zrobić. Na sali jest tylko jedno Waleczne Serce, a ono nas nie zjednoczy. Świetnie wyglądasz Mel (Gibson – przyp. red.), scjentologia działa. Porozmawiajcie z osobami, z którymi się nie zgadzacie. Nie kłóćcie się, tylko porozmawiajcie. Nie jako liberałowie czy konserwatyści, lecz jako Amerykanie. Gdyby wszyscy to zrobili, Ameryka znów byłaby wielka.

Prezenter bez skrępowania dawał upust swojej antypatii do prezydenta Donalda Trumpa, jego antyimigracyjnej polityki i twitterowej aktywności.

Kiedy zobaczył siedzącą w pierwszym rzędzie Isabelle Huppert, nominowaną za główną rolę w filmie „Elle”, wyraził wdzięczność w stosunku do urzędu emigracyjnego za wpuszczenie jej na terytorium kraju. Patrząc na Meryl Streep, pozwolił sobie na uwagę, że zagrała w ponad 50 filmach i była nominowana 20 razy z przyzwyczajenia, tym razem za „Boską Florence”, i dodał: – Wejdzie na scenę i wygłosi przemówienie, o którym prezydent napisze na Twitterze, siedząc jutro rano na sedesie.

Meryl Streep

Nie omieszkał też nawiązać osobistego kontaktu z głową państwa, pisząc do niego na Twitterze: – Hey Donald, śpisz?. Było to poprzedzone troską, jaką prowadzący wyraził chwilę wcześniej: – Gala trwa 2 godz., a Donald Trump nic o nas nie napisał. Trochę się tym martwię. Nie wiem, czy z nim wszystko w porządku.

Czy możemy sobie wyobrazić tego typu komentarze np. podczas wręczania Złotych Lwów na Festiwalu Filmowym w Gdyni czy Europejskich Nagród Filmowych, które w ubiegłym roku prowadził we Wrocławiu Maciej Stuhr?

Drugim obiektem żartów gospodarza ceremonii, czasami dość niewybrednych, był Matt Damon, współproducent nominowanego w kategorii „najlepszy film” „Manchester by the Sea”. Kimmel stwierdził, że gdyby ten film dostał Oscara, to statuetkę dostarczono by w ciągu dwóch dni roboczych. Nie zdziwiło mnie więc, że kiedy prowadzący przechadzał się po Sali Dolby Theatre, Damon podstawił mu nogę. Nie obyło się też bez podróży do przeszłości i przypomnienia zeszłorocznej gali, którą Kimmel skwitował jednym zdaniem: – Oscar był rasistowski. Ale to już przeszłość, bo w filmach miniony rok był niesamowity: Afroamerykanki pomagają NASA w wysłaniu w kosmos pierwszego na świecie człowieka, a biali grają jazz. No cóż, może odwaga Kimmela polegała na tym, że – jak sam stwierdził – organizatorzy tak szybko zmieniają prowadzących, że już chyba tu nie wróci, musiał więc w należyty sposób wykorzystać swoje pięć minut.

Charlize Theron

Inni wcale nie gorsi

Jak się szybko okazało, nie tylko gospodarz oscarowej gali wbijał polityczne szpile rządzącym. Inni uczestnicy wieczoru wcale nie pozostali w tej kwestii w tyle. Stało się tak przy okazji wręczania statuetki dla filmu nieanglojęzycznego. Już sama zapowiedź kategorii i wejście na scenę Charlize Theron i Shirley MacLaine, które miały ją wręczyć, wywołały aplauz publiczności. Zwycięzcą okazał się irański „The Salesman”. Jego reżysera Asghara Farhadiego nie było na uroczystości, co uargumentował w przesłanym do akademii i odczytanym podczas uroczystości oświadczeniu: „Moja nieobecność wynika z szacunku dla ludzi z mojego kraju i sześciu innych krajów, którzy zostali obrażeni przez nieludzkie prawo, zabraniające imigrantom przyjechać do Stanów Zjednoczonych. Dzielenie świata na nas i innych – wrogów – stwarza strach. Nie można tego usprawiedliwiać, bo to prowadzi do wojny, a one niszczą ludzi i kraje. Filmowcy powinni opowiadać o wspólnych odczuciach i walczyć ze stereotypami. Tworzą i budzą empatię między nami i innymi, a potrzebujemy jej bardziej niż kiedykolwiek”.

Z kolei aktor Gael García Bernal, wręczający wraz z 21-letnią Hailee Steinfeld Oscara dla najlepszej krótkometrażowej kreskówki, zadeklarował: – Jestem Meksykaninem, imigrantem z Ameryki Łacińskiej. Jestem człowiekiem zdecydowanie przeciwnym ścianom, które mogą nas dzielić, człowiekiem przeciwnym murom. Te słowa publiczność przyjęła owacją.

W podobnym klimacie wypowiedział się też Orlando von Einsiedel, odbierający wraz z Joanną Natasegara Oscara za najlepszy krótki metraż (dokument). Odnosząc się do nieobecności na gali Raeda Saleha, szefa Białych Hełmów, białych wolontariuszy, którzy od 2013 r. uratowali życie ponad 82 tys. Syryjczyków, zaapelował: – Ta wojna trwa już sześć lat. Wstańmy i pokażmy, że zależy nam na nich i zależy nam, by skończyła się ona tak szybko, jak się da. Warto wspomnieć, że w 2014 r. Orlando von Einsiedel otrzymał nominację za dokument „Virunga” o czterech bohaterach walczących o ochronę Parku Narodowego Wirunga w Demokratycznej Republice Konga i zamieszkujących go ostatnich górskich gorylach.

Owacją na stojąco publiczność Dolby Theatre powitała też wjeżdżającą na wózku Katherine G. Johnson, jedną z zatrudnionych w NASA matematyczek i bohaterek filmu „Ukryte działania”, który też mówi o ofiarach przemocy ze strony policji i przemocy na tle rasowym.

Wszystko to tworzyło wielki sprzeciw przeciwko globalnym napięciom, które fundują nam politycy z wielu krajów.

Sting

Muzyczne przerywniki

Od politycznej rzeczywistości widzów odrywały wykonywane piosenki. I tak Lin-Manuel Miranda, aktor, dramatopisarz, kompozytor i raper, laureat Nagrody Pulitzera za książkę „Hamilton”, która stała się kanwą broadwayowskiego musicalu o tym samym tytule, oraz nagród Grammy, Emmy, Mac- Arthur Fellowship i Tony, zaśpiewał fragment piosenki swojego autorstwa „How Far I’ll Go” z filmu „Vaiana: Skarb oceanu”. Drugą część, bardziej dynamiczną, wykonała w towarzystwie tancerzy 16-letnia Auli’i Cravalho, która użyczyła głosu głównej bohaterce tego filmu. Sting, 17-krotny laureat Grammy, zagrał na gitarze i zaśpiewał „The Empty Chair” z dokumentu „Jim: The James Foley Story”, której był współtwórcą (muzyka i słowa). Nie był to jednak porywający występ. Zdecydowanie lepiej wypadł John Legend, amerykański piosenkarz R&B, kompozytor i pianista, który wykonał połączone ze sobą „Audition (The Fools Who Dream)” i „City of Stars” z „La La Landu”. Scenografia do tego utworu była imponująca, m.in. dwójka tancerzy, tak jak bohaterowie filmu, tańczyła wśród gwiazd wysoko nad sceną.

Smutnym akcentem był występ amerykańskiej wokalistki, kompozytorki i pianistki Sary Bareilles, której rozgłos przyniósł singiel „Love Song”. Zaśpiewała piosenkę Joni Mitchell „Both Sides, Now”, a na ekranie w ramach zaanonsowanego przez Jennifer Aniston „In Memoriam” wyświetlono nazwiska ludzi filmu, którzy odeszli od czasu ostatniej gali. Na planszy pojawili się m.in.: George Kennedy, Gene Wilder, Michael Cimino, Prince, Nancy Davis Regan (tak, tak – pierwsza dama Ameryki), Zsa Zsa Gabor, Debbie Reynolds, Carrie Fisher i Andrzej Wajda.

Przypomniano też laureatów Governors Awards (honorowych Oscarów), które wręczono w listopadzie ub.r. Otrzymali je: „kowboj z Szanghaju”, czyli aktor Jackie Chan, montażystka Anne V. Coates, dyrektor castingu Lynn Stalmaster i dokumentalista Frederick Wiseman.

Warren Beatty

Historyczna gala

89. gala wręczenia Oscarów nie obyła się bez niespodzianek. Zaliczam do nich wjazd na scenę Michaela J. Foksa i Setha Rogena DeLoreanem DMC-12, pamiętnym z filmu „Powrót do przyszłości”, w którym grał Fox. A także zrzucanie z sufitu na mini spadochronach cukierków, a później donatów, oraz wejście na widownię kilkunastu uczestników wycieczki po Hollywood. Lekko zdezorientowani, szybko się odnaleźli: witali się z siedzącą w Dolby Theatre publicznością, robili sobie selfie i… przyjęli podarunek (okulary słoneczne).

Jednak największą niespodziankę, a tym samym wpadkę, zafundowano nam na koniec. Z okazji 50-lecia filmu „Bonnie i Clyde” na scenę weszli odtwórcy głównych ról – Faye Dunaway i Warren Beatty, którzy mieli wręczyć Oscara za najlepszy film. Widać było, jak Warren szukał w kopercie drugiej kartki, był lekko zdezorientowany, ale Faye zabrała mu kopertę i ogłosiła, że laureatem został „La La Land”. Z off-u słyszeliśmy, że to szósty Oscar dla tego obrazu, na scenę weszła ekipa, zaczęły się podziękowania, ale… okazało się, że popełniono błąd, bo laureatem został „Moonlight”! Jego ekipa weszła na scenę, na której zrobiło się tłoczno. – Warren, co ty zrobiłeś? – spyta Kimmel. – Otworzyłem kopertę, w której była kartka z napisem Emma Stone – „La La Land”. Dlatego tak długo patrzyłem na Faye – odpowiedział aktor.

Już o godz. 00.30 PricewaterhouseCoopers wydało oświadczenie, w którym serdecznie przeprosiło„Moonligh”, „La La Land”, Warrena Beatty, Faye Dunaway i widzów oscarowej gali za błąd, polegający na tym, że prezenterzy dostali kopertę nie z tą kategorią.

Natychmiast też wszczęto dochodzenie, mające ustalić, jak mogło dojść do takiej wpadki. – To nie mogło być prawdziwe, bo to jest niewiarygodne – skomentowała Adele Romanski, współproducentka zwycięskiego obrazu. Tak samo myśleliśmy, kiedy podczas wręczenia ostatnich Europejskich Nagród Filmowych Maja Ostaszewska statuetką za najlepszą scenografię obdarowała niewłaściwą osobę, która… nie chciała oddać nagrody laureatce – Alice Normington za film „Sufrażystka”. Jak widać, takie sytuacje po prostu się zdarzają i nie wyreżyserowałby ich nawet najlepszy filmowiec.

LAUREACI OSCARÓW 2017:

Film: „Moonlight”

Aktor: Casey Affleck („Manchester by the Sea”)

Aktorka: Emma Stone („La La Land”)

Aktor drugoplanowy: Mahershala Ali („Moonlight”)

Aktorka drugoplanowa: Viola Davis („Fences”)

Reżyser: Damien Chazelle („La La Land”)

Scenariusz adaptowany: Barry Jenkins („Moonlight”)

Scenariusz oryginalny: Kenneth Lonergan („Manchester by the Sea”)

Film nieanglojęzyczny: „Salesman”

Pełnometrażowy dokument: „O.J.: Made in America”

Pełnometrażowa animacja: „Zwierzogród”

Piosenka: „City of Stars” („La La Land”)

Muzyka: Justin Hurwitz („La La Land”)

Zdjęcia: Linus Sandgren („La La Land”)

Montaż: „Przełęcz ocalonych”

Efekty specjalne: „Księga dżungli”

Dźwięk: „Przełęcz ocalonych”

Montaż dźwięku: „Nowy początek”

Scenografia: „La La Land”

Kostiumy: „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”

Makijaż i charakteryzacja: „Legion samobójców”

Film krótkometrażowy: „Sing”

Krótkometrażowy dokument: „The White Helmets”

Krótkometrażowa animacja: „Piper”

Tekst: Jerzy Bojanowicz

Fot. AMPAS

Udostępnij ten post:



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Powiązane treści
Oscarowa gala
Koronawirus SARS-CoV-2 sprawił, że 93. ceremonia wręczeni...
Oscary 2020
Zorganizowana w nocy z 9 na 10 lutego w Dolby Theatr...
Waldemar Dąbrowski
29 kwietnia 2019 r. podczas gali w londyńskim teatrze Sadler...
Orły 2019
25 marca w Teatrze Polskim odbyła się uroczysta gala wręczen...
Billy Porter
Tegoroczna Gala Oscarowa już za nami - minęło od niej sporo...