Bitwa Warszawska

Ostrzeżenie. Międzynarodowe tło wojny polsko-bolszewickiej.

Opublikowano: 23 sierpnia 2020

Stojąca na przedpolach Warszawy Armia Czerwona wydawać się mogła niezwyciężoną. Zahartowana w ciężkich bojach wojny domowej parła na zachód, pragnąc nieść światu swą czerwoną ideologię. Wyczerpana długoletnią wojną, targana wewnętrznymi konfliktami Europa jawiła się łatwym łupem i międzynarodowa rewolucja zdawała się na wyciągnięcie ręki. Na drodze do ogólnoeuropejskiego komunizmu stanęła jednak Polska. Młode, ledwie odrodzone Państwo, w obliczu śmiertelnego zagrożenia musiało przejść bardzo trudny egzamin.

Nosząca miano „Cudu nad Wisłą”, rozegrana na przedpolach stolicy Bitwa Warszawska to jedno z przełomowych starć w historii zachodniej cywilizacji. Tak przynajmniej uważał brytyjski arystokrata, dyplomata i polityk – Edgar Vincent D’Abernon, autor książki „Osiemnasta decydująca bitwa w dziejach świata pod Warszawą 1920 r.” który w 1932 roku rozszerzył listę piętnastu najważniejszych bitew w historii ludzkości, ułożoną przez Edwarda Sheparda Creasy’ego o trzy kolejne batalie. I tak kluczowy moment wojny polsko-bolszewickiej znalazł się w zaszczytnym gronie decydujących o przyszłości świata militarnych zwycięstw. Nie bez podstaw.

Trudno tę wiktorię bowiem przecenić, zwłaszcza gdy mamy świadomość w jak ciężkim położeniu znajdował się wówczas nasz kraj. Dopiero co scalone z ziem trzech zaborców, młodziutkie, jeszcze nieukształtowane administracyjnie państwo polskie musiało stawić czoła o wiele potężniejszemu wrogowi, rozzuchwalonemu triumfem odniesionym podczas rosyjskiej wojny domowej. Poobijana i leżąca w gruzach pozostawionych przez pierwszowojenną zawieruchę Polska wydawała się nie być żadnym przeciwnikiem dla sił bolszewickich, toteż na zachodzie mało kto wierzył, iż kraj przetrwa szturm przypuszczony na niego przez wojska prowadzone pod wodzą Siergieja Kamieniewa, będącego w owym czasie naczelnym dowódcą Armii Czerwonej.

Większość państw Ententy, tak chętnie wysługujących się polskimi żołnierzami w trakcie niedawno zakończonych działań zbrojnych, w obliczu spodziewanej klęski pozostawiła bez odpowiedzi wołania o pomoc, jakie napływały ze strony rządu w Warszawie. Niewielu miało ochotę ratować państwo, które jak sądzono, nie przetrwa zbyt długo na międzynarodowej arenie.

Pierwsze ostrzeżenie.

Szczególnie paskudną postawą wykazał się tutaj ówczesny premier Wielkiej Brytanii, która, co trzeba oddać, przesyłała nam drogą morską znaczną pomoc zaopatrzeniową, David Lloyd George – w przededniu obrony Warszawy nalegający na to, aby poddać Polskę władzy bolszewickiej. 6 sierpnia, na tydzień przed rozpoczęciem Bitwy Warszawskiej, spotkał się on w Londynie z Lwem Kamieniewem i Leonidem Krasinem, bez wiedzy rządu w Warszawie negocjując warunki kapitulacji Polski. „Łajdacka para kanalii” jak określił sowieckich delegatów obecny na spotkaniu marszałek polny Henry Wilson, podejmowana była przez brytyjskiego premiera z wszelkim honorami, ku zgorszeniu honorowego oficera. W swoich wspomnieniach pisze on, iż był (…) przerażony sposobem, w jaki L[loyd] G[eorge] mówił o Francuzach i odnosił się do nich przed tymi bandziorami. A także tym niemal służalczym nastawieniem, z jakim zabiegał o rosyjskie interesy i był wrogi wobec Polaków… (…)Cały ton L.G. szokował mnie w najwyższym stopniu. Był na przyjacielskiej stopie z Kamieniewem i Krasinem. […] Było dla mnie całkiem jasne, że wszyscy trzej zakładali, i że L.G. zaaprobował, okupację Warszawy przez bolszewików(…)

Postawa taka nie oburzała wielu, ale na szczęście i oni się znaleźli, a jednym z nich był premier i późniejszy Prezydent Francji Alexandre Millerand. Podczas spotkania z szefem rządu Jej Królewskiej Mości, jakie miało miejsce 8 sierpnia na zamku Lympne w miejscowości Hythe, zdecydowanie zaoponował on przeciw planom Georga, jasno deklarując, ku rozczarowaniu swego rozmówcy, iż Francja Polski nie porzuci. Anglik przekonywał, iż „muszą zmierzyć się z faktem ostatecznego upadku Polski, że ani Francja, jak on rozumie, ani Wielka Brytania nie mogą wysłać wojska [na pomoc Polsce]. […] W pewnym sensie to Polacy są najniebezpieczniejszymi wrogami aliantów. Kto, na przykład, pokłada jakiekolwiek zaufanie w Piłsudskim? […]
Problem polega na tym, że Polakom nie można ufać, a Piłsudski jest tak potężny, że nie da się go usunąć. […] Co więcej, Polacy nie stawiają żadnego oporu [bolszewickiemu najazdowi], nie próbują nawet walczyć.” – cytuje go w swojej książce pt. „Pierwsza zdrada Zachodu. 1920 – zapomniany appeasement”, historyk Andrzej Nowak.

Francuz nie chciał jednak słuchać. W przeciwieństwie do swego brytyjskiego odpowiednika doskonale rozumiał, jak nieobliczalne dla całego kontynentu mogą być efekty upadku Polski i jej sowietyzacji. Słabe i wrzące rewolucją Niemcy nie miały prawa stanowić przeszkody dla idącej na zachód Armii Czerwonej a widmo wplątania Francji, liżącej jeszcze rany po ogólnoświatowym dramacie, w nową wojnę stałoby się w przypadku zwycięstwa bolszewików całkowicie realne. Millerand nie kochał Polski, ale zdawał sobie sprawę, iż jest ona ostatnim bastionem obrony przed międzynarodową rewolucją, którą chciał rozpętać Lenin. Nie jest trudnym, aby domyślić się, co miałoby miejsce, gdyby komuniści po polskim trupie dotarli do owładniętych chaosem Niemiec. Premier Francji wiedział, że tama dla czerwonej rewolucji próbującej zalać Europę, znajduje się w Warszawie, a nie w Berlinie.

Nie miał tejże świadomości Lloyd George. Mimo iż jego plan „zakończenia wojny” nie został zaaprobowany przez rząd w Paryżu, nadal czynił on starania i pragnął zawrzeć rozejm, który — w myśl zaproponowanych przez niego warunków — zdawał Polskę całkowicie na łaskę Lenina. Posunął się on nawet do złożenia propozycji, aby odsunąć od naczelnego dowództwa Józefa Piłsudskiego i zwierzchnictwo nad polskimi siłami powierzyć generałowi Maxime Weygandowi, szefowi Sztabu Generalnego Francuskich Sił Zbrojnych, delegowanemu wówczas w ramach „Misji Międzysojuszniczej do Polski” celem wsparcia rządu w Warszawie. Ani Millerand, ani Weygand nie chcieli jednak nawet o tym słyszeć.

Jeszcze dalej George poszedł 10 sierpnia. Dowiedziawszy się o ultimatum, de facto zakładającemu likwidację suwerenności młodego kraju, jakie Lenin wystosował wobec Polski, nakazał wysłanie depeszy, która poinformowała rząd w Warszawie, iż „Rząd Jego Królewskiej Mości rekomenduje przyjęcie warunków sowieckich, a ich odrzucenie przez Warszawę uzna za powód do zwolnienia Wielkiej Brytanii z wszelkich zobowiązań do pomocy.”

Stwierdził ponadto, że nie ma potrzeby informowania o tym rządu „wściekle antybolszewickiej Francji.” dodając, iż nad Sekwaną negatywnie nastawienie do rokowań wynika z tego faktu, że „Francuzi mieli niegdyś doświadczenie komunizmu. Obecna sprawa nie ma jednak nic wspólnego z komunizmem”

Kiedy nazajutrz informacja ta dotarła do Paryża, zszokowany Millerand uznał, iż należy natychmiastowo poinformować rząd w Warszawie o stanowisku Francji: rząd brytyjski rekomenduje Polsce przyjęcie warunków sowieckich, my – nie, warunki te bowiem oznaczają w istocie wydanie Polski bolszewikom. Francja stała przy Polsce. Setki doradców w tym młodziutki przyszły Prezydent Charles De Gaulle, wysłanych przez rząd w Paryżu, którzy trafili do Polski wraz z materiałowym wsparciem, miało dla ostatecznego zwycięstwa nieocenioną wartość.

Byliście jedynym narodem, który naprawdę chciał nam pomóc…

Trwały przy nas także Węgry, tradycyjnie przyjazne Polsce. W dobie wojny polsko-bolszewickiej Chrześcijańsko-narodowe węgierskie pismo Új Nemzedék, nawoływało do wsparcia Polaków, pisząc – „Nie wiemy, co uczyni Koalicja, my musimy być gotowi, aby stanąć po stronie Polski. Los Polski jest naszym losem.” I wielu Węgrów wzięło sobie te słowa głęboko do serca.

6 października 1920, jak relacjonuje raport zachowany w zbiorach Archiwum Wojskowego w Budapeszcie, Tadeusz Rozwadowski, ówczesny szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, miał w trakcie rozmowy z płk. Takach-Tolvayem podziękować mu tymi słowy: „Zapamiętaj sobie, że my nigdy nie zapomnimy Węgrom tego szlachetnego zamiaru, z jakim chcieli służyć nam szczerą pomocą w najcięższych dla nas chwilach. […] Może przyjść czas kiedy się wam zrewanżujemy. […] Byliście jedynym narodem, który naprawdę chciał nam pomóc, wsparcie Francuzów nadeszło dopiero po wielkich naciskach, a nawet wtedy, jakież to było wsparcie? Anglicy układali się przeciwko Polsce z Litwinami i Niemcami, ci ostatni z kolei zmawiali się z Czechami.”

I nie można powiedzieć, iż w słowach Rozwadowskiego jest choćby cień przesady, gdyż rząd w Budapeszcie uczynił faktycznie wszystko co w jego mocy by wesprzeć Wojsko Polskie i to właśnie Węgrzy udzielili Polsce największej i najbardziej realnej pomocy podczas naszych zmagań z bolszewicką nawałą. W zbiorach archiwum węgierskiego MSZ odnaleźć możemy pismo wystosowane przez ministra obrony narodowej gen. dyw. Istvána Srétera do swych urzędników, w którym nakazuje on przekazać Polsce w trybie natychmiastowym cały zapas amunicji armii węgierskiej i zarządza by fabryka amunicji Manfreda Weissa przez najbliższe dwa tygodnie produkowała sprzęt wyłącznie na potrzeby Polski.

Efektem tegoż rozkazu był między innymi olbrzymi, składający się z 80 wagonów transport, który dotarł 12 sierpnia na dworzec w Skierniewicach znad Dunaju. Wyładowany po brzegi amunicją, pociskami artyleryjskimi, opatrunkami i wszelkiego rodzaju sprzętem niezbędnym do prowadzenia walk, został natychmiastowo rozdysponowany wśród żołnierzy. Według raportu z 5 lipca przedstawionego na posiedzeniu Rady Obrony Państwa przez gen. Kazimierza Sosnkowskiego zapasy amunicji, jakimi dysponowało wojsko miały ulec wyczerpaniu 14 sierpnia. Bez przesady można więc stwierdzić, iż dwadzieścia dwa miliony naboi, jakie wówczas dotarły, było kolosalnym wsparciem.

Włącznie w roku 1920, poza zamówionym przez Polskę na zachodzie sprzętem, który docierał do nas torami węgierskiej kolei żelaznej, Węgry wyprodukowały i przesłały Wojsku Polskiemu 48 mln naboi Mausera, 13 mln naboi Mannlichera74, 240 kuchni polowych, 200 kuchni przenośnych, 80 pieców polowych i kilka milionów części składowych do karabinów Mausera. Zapłaciliśmy za to węglem. Nie wolno o tym zapomnieć, zwłaszcza w obliczu tego, iż wiele państw ościennych czyniło naprawdę dużo by maksymalnie opóźnić docierające do broniących się Polaków transporty —przodowała w tym zwłaszcza wroga nam wówczas Czechosłowacja oraz Niemcy.

W takich oto okolicznościach Warszawa przystępowała do walki, która miała rozstrzygnąć losy naszego państwa i przyszłość całego kontynentu

Rafał Sroczyński 

Udostępnij ten post:



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Powiązane treści
Michał Boym
Niemal wszyscy na świecie słyszeli o wielkich podróż...
Węgry
Co warto zwiedzić na Węgrzech? Jaki...
Marcin Jurzysta
NGO-sy na całym świecie są dobrem publicznym, bo wch...
Skarb Wyspy Dębów
U wybrzeży kanadyjskiej Nowej Szkocji leży Wyspa Dęb...
Koronacja Karola III
Kiedy Brytyjczycy mają problemy z płatnościami za rachunki,...