Piotr H. Skarżyński – Efekty warte ryzyka

Opublikowano: 27 listopada 2017

Nie mam natury łowcy nagród, i choć cieszą mnie przyznawane wyróżnienia, to chciałbym, aby nagrody te były motywacją dla całego zespołu – mówi dr hab. n. med. mgr zarz. Piotr H. Skarżyński, członek zarządu Centrum Słuchu i Mowy Medincus, dyrektor Instytutu Narządów Zmysłów.

 

Czuje się pan bardziej menadżerem, lekarzem, naukowcem?

– Zdecydowanie najbliższy mojemu sercu jest zawód lekarza, mimo początków kariery na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego i lepszych ocen na zarządzaniu i na prawie w ramach specjalizacji prawo w zarządzaniu. W pracy od początku czułem się bardziej na właściwym miejscu jako lekarz i z biegiem czasu staram się coraz więcej czasu przeznaczać na konsultacje i zabiegi operacyjne, a w dalszej kolejności na naukę, która nierozerwalnie wiąże się z pogłębianiem wiedzy, również z obszaru zarządzania. Moje obowiązki menadżerskie wynikały poniekąd z potrzeby rynkowej, bo widząc, jak wielu pacjentów przyjeżdżało z całej Polski do naszej placówki w Warszawie, chcieliśmy wyjść im naprzeciw, i dlatego też zaczęliśmy otwierać kolejne filie w całym kraju.

Pierwsze szlify z zarządzania zdobywałem w wieku 18 lat, zaczynając od pracy w kiosku i stajni, która rozrosła się aktualnie do mini zoo. Wszystkie działania pozamedyczne służyły temu, by nasi pacjenci wiedzieli, jak bardzo są ważni, i że mogą liczyć u nas na więcej, a nie tylko na doskonałą opiekę medyczną. Dzięki temu dzieci nie kojarzą kliniki wyłącznie z badaniami i strzykawkami oraz – ku zaskoczeniu rodziców – chętnie do nas wracają.

 

 

Czy właśnie połączenie tych elementów składa się na idealnego menadżera w ochronie zdrowia? Jakie jest pana stanowisko w dyskusji o tym, kto powinien zarządzać szpitalem: lekarz czy menadżer?

–. Osoby ze środowiska medycznego, zwłaszcza chirurdzy, patrzą na szpital propacjencko, są często skoncentrowane na medycynie, przez to mogą nie zwracać uwagi na elementy pracy związane ze sferą finansową. W programie studiów medycznych brakuje przedmiotów, które pokazują, jak być przedsiębiorcą, i uczą podstawowych zasad ekonomii. Z kolei menadżerowie nie rozumieją środowiska medycznego, bo ich świat koncentruje się wokół analiz i raportów, a w medycynie nie wszystko da się wyliczyć i przewidzieć – zabieg może się przedłużyć, mogą wystąpić powikłania, może zaistnieć potrzeba wykonania dodatkowych badań itp. W medycynie decyzji zwykle nie podejmuje się na podstawie tabelek i limitów kredytowych, bo najważniejszym czynnikiem jest oczywiście czynnik ludzki. Wydaje się więc, że najwłaściwszym rozwiązaniem jest połączenie wiedzy medycznej i ekonomicznej.

Wspólnie z prezesem zarządu doktorem nauk o zdrowiu Łukaszem Bruskim podejmujemy decyzje dotyczące funkcjonowania centrum, podpierając się wiedzą medyczną. Nie wyobrażam sobie innego podejścia. Mamy sukcesy i szczycimy się tym, że nasze centrum jest odwiedzane przez licznych lekarzy z całego świata. Jednakże przede wszystkim jesteśmy dumni z zadowolonych pacjentów. Obecnie pacjenci są coraz lepiej wyedukowani i bardziej świadomi, są również ciekawi, jak będzie przebiegał cały proces odzyskiwania słuchu. Wymagają poświęcenia im czasu i przekazania wiedzy, a to znacznie więcej niż usługa medyczna i kalkulacje.

Czy podpisze się pan pod stwierdzeniem, że w Kajetanach dokonują się cuda?

– Kiedy prezentowaliśmy nasze wyniki w Stanach, jeden ze znanych profesorów zasugerował, że za bardzo ryzykujemy. Rzeczywiście operujemy pacjentów, którzy w innych ośrodkach nie mieliby szans na odzyskanie słuchu, bo nikt nie podjąłby się tak trudnego zabiegu.

Mamy w dorobku wiele sukcesów i doświadczeń, którymi warto się dzielić. Zarówno w Kajetanach, jak i w innych ośrodkach staramy się organizować eventy dla pacjentów, które jednocześnie są okazją do rozmów ze specjalistami poza konsultacjami. Jednym z takich cyklicznych wydarzeń jest, połączony z warsztatami, festiwal Ślimakowe Rytmy, którego Instytut Narządów Zmysłów i Centrum Słuchu i Mowy są współorganizatorami. Jego celem jest umożliwienie pacjentom wymiany doświadczeń, podzielenia się swoimi historiami. Od pewnego czasu również w mediach, w miarę możliwości, udzielamy porad dotyczących leczenia słuchu i mówimy szerokiej publiczności o profilaktyce.

 

 

Jak wykazują badania, w Polsce około 20 proc. dzieci w wieku szkolnym ma problemy ze słuchem, przy czym większość przypadków nie wymaga leczenia. Dla porównania w Afryce jest to 40 proc., a uszkodzenia słuchu często są nieodwracalne. Jednak w Polsce, mimo że wspomniane problemy ze słuchem są zazwyczaj mniej skomplikowane, mamy do czynienia z innym wyzwaniem – ogromnym narażeniem na hałas, który niestety może doprowadzić do tzw. głuchoty nabytej. Dotyczy to głównie szkół, ale też czasu wolnego, np. podczas koncertów czy słuchania muzyki w słuchawkach dousznych. Wszystko sprowadza się do właściwej ochrony i odpowiedzialności, bo często sami narażamy się na nadmierny hałas i ubytki słuchu.

Trudno uniknąć pytania, które na pewno wielokrotnie pan słyszał: bycie synem sławnego ojca pomaga, czy przeszkadza w pracy zawodowej?

– Poprzeczka jest ustawiona bardzo wysoko i czuję na co dzień odpowiedzialność, która na mnie spoczywa. W pierwszych latach po studiach wymagano ode mnie znacznie więcej niż od innych początkujących lekarzy, zakładając, że jako syn znanego profesora wszystko już muszę umieć. Łatwiej jest o tyle, że w przypadku wątpliwości zawsze mogę zapytać tatę, takie zawodowe rozmowy o poszczególnych pacjentach i ich problemach rzeczywiście często prowadzimy. Mama uczy anatomii na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, więc podstawy w domu miałem solidne i zawsze mogłem liczyć na wsparcie rodziców, choć nigdy mnie nie namawiali, żebym kontynuował rodzinną tradycję. Jednocześnie skłamałbym, gdybym powiedział, że zawsze było kolorowo i że nigdy nie miałem nieprzyjemności ze względu na osobę mojego taty. Bywałem z nim porównywany zarówno na uczelni, jak i podczas praktyki lekarskiej, ale przyznam, że była to dla mnie dodatkowa motywacja. Zależało mi też, żeby tata słyszał na mój temat jak najmniej krytycznych uwag, więc dawałem z siebie wszystko.

Jakie są dalsze kierunki rozwoju Centrum Słuchu i Mowy?

– W dużej mierze będzie to zależało od zachodzących w Polsce zmian na rynku usług medycznych. Nie zostaliśmy zakwalifikowani do sieci szpitali, co wiąże się z tym, że w ramach nowego kontraktu z NFZ nie będziemy mogli udzielać świadczeń związanych z procedurami chirurgicznymi. Na tę chwilę najważniejsza jest dla mnie stabilizacja zespołu i na tym chcemy skupiać cały wysiłek. Uważnie analizujemy rynek i obecna sytuacja nie daje nam pewności, co do przyszłości. Na pewno nie chciałbym całkowicie rezygnować z możliwości finansowania publicznego dla pacjentów i ograniczyć się do usług komercyjnych, bo są pacjenci, których na takie usługi po prostu nie stać. W szczególności dla tej grupy chcielibyśmy zapewnić możliwość terapii finansowanej z budżetu państwa, przynajmniej w ograniczonym zakresie, niestety nie jest to zależne tylko od nas. Pozyskanie tych środków jest dla nas priorytetem, nawet kosztem wyników firmy, bo chcemy dać dostęp do usług medycznych jak najliczniejszej grupie pacjentów.

 

 

Jest pan laureatem wielu nagród. Czy są wśród nich takie, do których ma pan szczególny stosunek?

– Szczególnie cieszą mnie nagrody z pogranicza ekonomii i medycyny, będące dowodem na to, że z powodzeniem udaje mi się łączyć wiedzę i umiejętności z obu tych obszarów. Większość wyróżnień, które zostały mi przyznane, choćby tytuł „Przedsiębiorca Roku” czy „Biznesman Roku”, wskazuje na to, że zostałem doceniony za osiągnięcia na gruncie zarządzania, mimo że lepiej czuję się w pracy lekarza. Prawda jest taka, że w środowisku medycznym dobrzy menadżerowie nie są mile widziani, dlatego nieustająco postuluję o więcej wzajemnego zrozumienia. Nie mam natury łowcy nagród, i choć cieszą mnie przyznawane wyróżnienia, to chciałbym, aby były one motywacją dla całego zespołu.

Jakie ma pan marzenia, myśląc o przyszłości?

– Jak każdy mam marzenia, choć jest ich mniej niż kiedyś, bo wiele udało się zrealizować. Chciałbym dożyć 60 lat i móc wtedy wiele podróżować i poznawać świat razem z rodziną, bo teraz – mimo że jestem zapraszany i prowadzę wykłady na wielu konferencjach – po prostu nie mam czasu na poznanie miejsc, które odwiedzam. Cały czas gdzieś gonię, dlatego chciałbym zwolnić tempo i mieć poczucie, że dzieci przejmą po mnie działalność i dobrze pokierują firmą, na rozwoju której bardzo mi zależy.

Rozmawiał Mariusz Gryżewski

Fot. Centrum Słuchu i Mowy Medincus

Udostępnij ten post:



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Powiązane treści