Śmigłowce uderzeniowe

Polska kupuje nowe samoloty

Opublikowano: 11 maja 2016

W planie uzbrojenia polskiej armii doskonale wyglądają plany dotyczące śmigłowców. Nieco słabiej maszyn zdolnych do ataku powietrznego. Trzeba też zadbać o najważniejsze osoby w państwie i kupić bezpieczne maszyny do ich przewozu. Czy uda się przekuć plany w rzeczywistość?

Igor Stokłosa

Potrzebujemy więcej samolotów zdolnych do napadu powietrznego na wybrane cele – na głębokim zapleczu przeciwnika oraz obrony własnego terytorium, uważają eksperci. Według nich 48 samolotów F-16 to za mało. Na razie nie zanosi się jednak na więcej. W tej kategorii możemy liczyć tylko na nowe samoloty szkolno-bojowe. To na nich szkolić się będą piloci F-16. Umowa między Ministerstwem Obrony Narodowej a Finmeccanica-Alenia Aermacchi na dostawę ośmiu (z opcją na cztery kolejne) samolotów szkolenia zaawansowanego M-346 Master wraz z całym systemem szkolenia została podpisana w lutym 2014 r. Jej wartość to 1,67 mld zł.

System obejmuje szkolenie, symulatory i trenażery, np. do ćwiczenia sytuacji awaryjnych oraz szkolenie pilotów i personelu naziemnego.

Włoskie samoloty pokonały w przetargu konkurencję, proponującą skonstruowany w Korei Południowej we współpracy z amerykańskim koncernem Lockheed Martin samolot T-50 oraz najnowszą wersję maszyny Hawk. Wcześniej z rywalizacji wycofali się Czesi z L-159. Dostawa pierwszych dwóch samolotów dla polskiej armii jest przewidziana na listopad tego roku. Cała partia ośmiu ma być dostarczona do listopada 2017 r. Poza Włochami i Polską M-346 został wybrany także przez Izrael i Singapur.

Dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych gen. broni Mirosław Różański wyjaśnia, że kupujemy pełny system szkolenia, a trenażer będzie tak naprawdę kolejnym samolotem.

Część pilotów będzie wykonywała zadania na symulatorze w bezpośredniej łączności z samolotami w powietrzu, nie tylko z M-346, lecz także z naszymi F-16. Dostawa samolotów M-346 to zatem nie tylko nowe maszyny, ale cały system szkolenia. A co najważniejsze, gdyby trzeba było ich użyć bojowo, będzie to możliwe, co oznacza poprawę nie tylko systemu szkolenia, lecz także zwiększenie potencjału Sił Powietrznych.

Generał przypomina, że latami trwało poszukiwanie rozwiązania, w którym szkolenie byłoby efektywniejsze i tańsze. Dotychczas piloci F-16 przygotowują się początkowo w USA, a nowy system pozwoli zmniejszyć liczbę pilotów szkolonych w tym kraju.

Śmigłowce uderzeniowe

Według informacji medialnych przesądzona jest już także kwestia wyboru 24 śmigłowców uderzeniowych AH-64 Apache. Decyzja ma zapaść jeszcze przed NATO-wskim szczytem w Warszawie. Pierwotnie program modernizacji technicznej zakładał, że procedura zakupu nowych śmigłowców bojowych ruszy dopiero w 2017 r. Maszyny, które mają zastąpić opracowane jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku Mi-24, nazywane również „latającymi czołgami”, weszły do służby pod koniec obecnej dekady.

Program Kruka zostanie jednak mocno przyspieszony.

Kontrakt będzie wart 5 mld zł. Rzecznik MON potwierdza jednak tylko, że zakończono opracowywanie wymagań taktyczno-technicznych i do końca czerwca zostanie podjęta decyzja o trybie pozyskania takich maszyn. Oficjalnie MON wybiera nadal spośród czterech firm. Oprócz Boeinga zgłosili się przecież Bell z maszyną AH1Z Kiper,; francuski Airbus z Tigerem i turecki TAI z T-129 Atak.

– Jeżeli zdecydujemy się na Apache, to sięgamy po najdroższe śmigłowce świata. Wybralibyśmy najdroższy wariant z możliwych. I najgorszy dla polskiej zbrojeniówki podkreśla w rozmowie z Kresami.pl gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych. Ponadto zaznacza, że Polska nigdy nie będzie miała technologii na te śmigłowce, ponieważ Amerykanie nikomu jej nie udostępniają. – Polski przemysł nie dostanie technologii – nigdy. Polskie zakłady będą pompowały koła i przykręcały śrubki. Amerykanie nigdy nikomu nie przekazali technologii. I nie przekażą – dodał generał. Zaznaczył, że podobna sytuacja dotyczy montowanych przez zakłady w Mielcu śmigłowców Black Hawk. – My montujemy śmigłowce, a Amerykanie mają całą resztę, bo to jest najdroższe – powiedział generał.

Z zakładami w Mielcu związane są inne plany zakupowe.

Radio Maryja doniosło, że w styczniu radni sejmiku województwa lubelskiego zwrócili się do Ministerstwa Obrony Narodowej o pełną informację w sprawie dalszego procesu wyboru producenta śmigłowców dla polskiej armii. Samorządowcy oczekują na odpowiedź, czy zakłady PZL Świdnik będą miały możliwość uzyskania zlecenia. Podkreślają, że realizacja zamówienia na śmigłowce miałaby ogromne znaczenie gospodarcze i społeczne dla regionu. Jan Frania, radny Prawa i Sprawiedliwości z sejmiku województwa lubelskiego, przypomina, że za czasów rządu PO-PSL podobne wnioski były odrzucane, a polskie zakłady straciły wówczas szansę na wygranie przetargu.

Zawirowania z Caracalami

W kwietniu 2015 r. w przetargu na 50 wielozadaniowych śmigłowców dla wojska MON, kierowane wówczas przez Tomasza Siemoniaka (PO), zakwalifikowało do końcowego etapu śmigłowiec H225M (dawniej EC725) Caracal produkcji Airbus Helicopters. Decyzji sprzeciwiało się m.in. PiS. Obecny szef MON Antoni Macierewicz na początku urzędowania podjął decyzję o przeglądzie postępowań dotyczących zakupów, w tym na śmigłowce. Od tego czasu ministerstwo sprawdza, czy przetargu nie należy powtórzyć.

Podpisanie kontraktu wartego ok. 13,3 mld zł zależy od wyniku toczących się obecnie w Ministerstwie Rozwoju negocjacji offsetowych.

Z pisma, jakie do resortu wysłały pod koniec stycznia Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 1 w Łodzi, które miały być partnerem Airbusa, wynika, że producent śmigłowców chce się wycofać z jednego z kluczowych zobowiązań offsetowych – montażu i integracji systemów pilotażowo-nawigacyjnych. Według WZL-1 spowodowałoby to, że Airbus Helicopters nie spełni wymagań, które przewidziano w zaproszeniu do składania ofert.

Wybierając ofertę Airbus Helicopters do dalszego postępowania w kwietniu 2015 r. MON odrzuciło ze względów formalnych oferty PZL-Świdnik i AgustaWestland ze śmigłowcem AW149 oraz PZL Mielec – własności amerykańskiej korporacji Sikorsky, przejętej niedawno przez koncern Lockheed Martin – z maszyną Black Hawk. Pod koniec stycznia przed warszawskim sądem ruszył proces wytoczony Inspektoratowi Uzbrojenia MON przez PZL-Świdnik. Firma chce zamknięcia postępowania w sprawie śmigłowców bez wyboru oferty, bowiem – w jej ocenie – wymagań nie spełniały nie tylko dwie odrzucone oferty, lecz także oferta Airbus Helicopters. Proces toczy się z wyłączeniem jawności. Strona pozwana wnosi o oddalenie powództwa.

Spór w toku

Kwietniowa decyzja MON wywołała protesty ówczesnej opozycji, związkowców i załóg zakładów w Mielcu i Świdniku, samorządów regionów, gdzie znajdują się zakłady, których oferty odrzucono. Poparcie dla tej decyzji wyrazili związkowcy z Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 1 w Łodzi, gdzie (obok zakładów w Radomiu i Dęblinie) Airbus Helicopters zapowiedział inwestycje i miejsca pracy.

PiS zawiadomiła prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przy przetargu, argumentując, że wymagania mogły preferować maszynę europejskiego koncernu. Posłowie partii rządzącej apelowali, by z podpisaniem umowy wstrzymać się do sformowania nowego rządu. Podobne stanowisko zajęło SLD. Zastrzeżenia formułował również prezydent Andrzej Duda.

– Jak tylko sprawa Caracali i tego nieszczęsnego przypadku żyła już swoim życiem, myśmy swoje stanowisko – jako radni PiS-u – zgłaszali z apelem do rządu, pana prezydenta, żeby przynajmniej zatrzymać, a najlepiej unieważnić ten przetarg, mając na względzie dobro lokalne. Teraz, po wyborach, tę sytuację nasi koalicyjni koledzy z PO-PSL, którzy sprawują władzę w województwie lubelskim, zaproponowali nam takie stanowisko do przyjęcia. Godzą tym niejako w panią premier, w nasz rząd zauważa Jan Frania.

Także obecne kierownictwo resortu obrony prowadzi przegląd planowanych zakupów zbrojeniowych.

Według wiceministra obrony narodowej Bartosza Kownackiego oferta na śmigłowce Caracal wybrana przez poprzedni rząd zawierała szereg uchybień. Taką tezę zamieścił też tygodnik „Wprost”, który poinformował o zaskakujących okolicznościach związanych z przetargiem na polskie śmigłowce. W tekście była mowa o fałszowaniu dokumentacji, o tym, że Caracale nie spełniają wymogów, o tym, że warunki przetargu zmieniają się w czasie procedury. Poprzednie kierownictwo MON odparło zarzuty i skierowało sprawę do sądu, przekonując, że z przetargiem wszystko jest w porządku.

VIP-y też potrzebują nowych maszyn

Pozyskanie nowoczesnych śmigłowców dla Wojsk Lądowych, Sił Powietrznych, Marynarki Wojennej i Wojsk Specjalnych na osiągnięcie zdolności operacyjnej w zakresie działań aeromobilnych i wsparcia bezpośredniego wojsk, zabezpieczenia wykonywania zadań ratowniczych i transportowych oraz skutecznej i efektywnej realizacji bezpośredniej osłony przed okrętami podwodnymi i nawodnymi ma kosztować około 11,5 mld zł.

W ramach programu będą pozyskiwane m.in. śmigłowce wielozadaniowo-transportowe, śmigłowce poszukiwawczo-ratownicze SAR, śmigłowce zwalczania okrętów podwodnych (ZOP), śmigłowce uderzeniowe, a także śmigłowce do przewozu pasażerów VIP.

Samoloty dla tych ostatnich to prawdziwa pięta Achillesowa każdej władzy. Wiceszef MON Bartosz Kownacki poinformował, że przetarg na dwa małe samoloty pasażerskie do przewozu osób na najwyższych stanowiskach w państwie został unieważniony.

– Zdecydowaliśmy, że pójdziemy od nowa, drogą równoległego, nie w jednym przetargu, ogłoszenia przetargów na samoloty małe i średnie, i jeżeli by się udało, to także na otwartą obsadę samolotów dużych typu Dreamliner tłumaczył niedawno dziennikarzom Kownacki, który w MON odpowiada za zakupy uzbrojenia i sprzętu wojskowego.

Procedura nabycia małych samolotów dla VIP-ów rozpoczęła się po tym, jak w maju 2015 r. poprzedni rząd przyjął informację MON w tej sprawie.

W 2013 i 2014 r. resort obrony próbował już wyczarterować dwa małe samoloty do przewozu najważniejszych osób w państwie. Pierwszy przetarg został unieważniony, bo uznano, że jedyna oferta jest za droga. Drugi nie wyłonił zwycięzcy, bo do konkursu stanęły dwie firmy, a w postępowaniu wymagano udziału co najmniej trzech. Dwa samoloty średniej wielkości, Embraer 175, MON czarteruje od PLL LOT, umowa w tej sprawie wygaśnie w 2017 r. Poprzednie kierownictwo MON zapowiadało, że postępowanie na zakup dwóch samolotów tej klasy może ruszyć pod koniec 2015 r.

W planach zakupowych MON ma również samoloty transportowe. Program operacyjny na osiągnięcie zdolności operacyjnej w zakresie uzupełnienia potencjału transportowego Sił Powietrznych oraz osiągnięcie narodowych zdolności do szkolenia podstawowego, zaawansowanego oraz taktycznego personelu latającego na samolotach transportowych ma kosztować około pół miliarda złotych. W jego ramach zostaną zakupione kolejne samoloty transportowe C-295M oraz samoloty transportowe M-28. Może jest więc szansa na nowoczesną flotę samolotową w polskiej armii.

Udostępnij ten post:



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Powiązane treści
Czołg Abrams
14 lipca 2021 roku na terenie 1. Warszawskiej Brygad...
Akademia Wojsk Lądowych
11 sierpnia 2021 r. miało miejsce uroczyste wręczeni...
Wektory 2019
Jesteście tymi, którzy daj...
gen. bryg. pil. Tomasz Drewniak, ekspert Fundacji Bezpieczeństwa i Rozwoju Stratpoints
Jeżeli państwo nie będzie prowadzić jasnej, długofal...
płk Krystian Zięć, ekspert Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego
Przetrzebione liczebnie lotnictwo bojowe, choć wyposażone w...