Wielu melomanów planuje urlopy z wyprzedzeniem, uwzględniając termin naszego festiwalu. Cieszą nas liczne zapytania od wczasowiczów, którzy od razu po festiwalu pytają o termin kolejnej edycji – mówi prof. Bohdan Boguszewski, dyrygent, dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego „Sacrum Non Profanum”.
– Przez wiele lat w Szczecinie organizowaliśmy koncerty pod pięknym hasłem: „Przez muzykę do świata wartości”. Odbywały się one w czasie trwania roku akademickiego. W okresie wakacyjnym brakowało tych muzycznych spotkań. Wpadłem na pomysł, żeby zorganizować nad morzem letni festiwal. Ideę pomógł mi urzeczywistnić ksiądz Andrzej, pokazując mi kompletnie zrujnowany XIX-wieczny kościół w Trzęsaczu, który zamierzał odrestaurować. Zażartowałem wtedy, że jeśli uda mu się odbudować kościół, to zorganizuję w nim festiwal muzyczny. Cóż, słowo się rzekło. Kiedy po dwóch latach zobaczyłem ten sam kościół, oniemiałem. Musiałem przystąpić do organizacji obiecanego festiwalu. Postawiłem tylko jeden warunek: w kościele musiały być organy. Po kolejnych dwóch latach nie miałem już wymówki. Organizacją festiwalu zająłem się z przyjaciółmi – kompozytorem Markiem Jasińskim oraz muzykologiem i pianistą Mikołajem Szczęsnym. Starałem się, żeby koncerty były na jak najwyższym poziomie, nie chciałem zawieść słuchaczy.
Od tego czasu każdego roku jest dedykowany innemu kompozytorowi, kolejno: mojemu zmarłemu przyjacielowi i współtwórcy festiwalu przez pierwsze pięć lat Markowi Jasińskiemu, Henrykowi Mikołajowi Góreckiemu, Krzysztofowi Pendereckiemu w 80. urodzin, Wojciechowi Kilarowi na jubileusz 10-lecia festiwalu, Karolowi Szymanowskiemu, Witoldowi Lutosławskiemu, wreszcie – w tym roku – Andrzejowi Panufnikowi. Myślę, że powrót do tych nazwisk jest dziś bardzo potrzebny.
– Tak, wielu melomanów planuje urlopy z wyprzedzeniem, uwzględniając termin naszego festiwalu. Cieszą nas liczne zapytania od wczasowiczów, którzy od razu po festiwalu pytają o termin jego kolejnej edycji.
– Tak. Fragment partytury nie pojawiłby się na deptaku, gdyby nie życzliwa postawa wójta Trzęsacza. Wybraliśmy pierwszą kompozycję Marka Jasińskiego, w tłumaczeniu zatytułowaną „Raduje się dusza moja”, by w ten sposób upamiętnić jego osobę i wkład w organizację festiwalu.
– Koncerty w Trzęsaczu mają kameralny charakter. Gdy po pięciu latach weszliśmy w formułę prezentacji twórczości wielkich kompozytorów, kościółek przestał wystarczać. Zaczęliśmy szukać miejsc, gdzie można zaprezentować duże formy muzyczne. Wybór padł na szczecińską katedrę, filharmonię oraz Zamek Książąt Pomorskich. W centrum Berlina po raz pierwszy wystąpiliśmy w parafii Herz Jesu Kirche i miejsce okazało się na tyle gościnne, że już od dwóch lat występujemy tam z koncertami. Ponieważ festiwal się rozwija, potrzebujemy więcej miejsca i lepszych warunków do prezentacji twórczości, ale na pewno nie zrezygnujemy z Trzęsacza, gdzie wszystko się zaczęło.
– Jest to swojego rodzaju neologizm. W moim odczuciu w prezentowanych świeckich utworach wielkich kompozytorów nie ma ani jednej błędnej czy też zbędnej nuty. A skoro są genialne, to są boskie. W tym przypadku boskość dotyczy nawet sfery profanum.
Rozmawiał Mariusz Gryżewski
Fot. archiwum organizatora
Dodaj komentarz