Za kilka dni przed nami jeden z najsmutniejszych dni w roku. Środa Popielcowa – bo ją wspominam – jest świętem ruchomym i rozpoczyna czas Wielkiego Postu, 46 dni przed Wielkanocą. Papież Jan Paweł II ogłosił Środę Popielcową dniem szczególnym w jeszcze jednym wymiarze – dniem modlitwy o pokój na świecie. W roku 2020 będzie to w dniu 26 lutego.
A przecież zwyczaj posypywania głów popiołem pojawił się w wieku VIII, zaś w wieku XII był powszechnie obowiązującym zwyczajem. I tu ciekawostka: popiół, który opada na głowy wiernych pochodzi z palm poświęconych w minionym roku podczas Niedzieli Palmowej. Środa Popielcowa rozpoczyna czterdziestosześciodniowy cykl Wielkiego Postu, pogłębionej refleksji nad ulotnością ludzkiej egzystencji, pełen skupienia oraz modlitwy.
Wielki Post oznaczał niegdyś spowolnienie aktywności – a ówcześni księża nawoływali wiernych do wstrzemięźliwości seksualnej. W czasach specyficznie rozumianej obyczajowości ludzi byli ostrożniejsi – miarkowali się bardziej w obecności innych i w słowach i w gestach.
Wielki Post czterdziestodniowy wprowadzono dopiero na synodzie nicejskim, a miało to miejsce… w 325 roku naszej ery. Nim udało się zażegnać spory doktrynalne, licznie zgromadzeni hierarchowie ustalili, iż od czasu synodu miał przypadać na szóstą niedzielę przed Wielkanocą. Niezgoda w kwestii szczegółów dotyczyła obowiązywania lub nie obowiązywania postu w niedziele. Parafianie, którzy z niedzielnym postem zbytnio się obnosili, niezdrowe emocje pozostałych – „Jak to, poszczą nawet w niedziele? To czemu z tym tak się wszędzie obnoszą?”.
Któż wie jak brzmi po łacinie Wielki Post? Tempus Quadragesimae – innym słowy czas czterdziestnicy. Ciekawostka: Do roku 1983 trwał do Wielkiej Soboty. Czterdzieści dni nawiązuje do trwającego tyleż samo postu Jezusa Chrystusa. W protestantyzmie określa się go mianem czasu pasyjnego. W Polsce głęboko zakorzeniona tradycja związana jest z odprawianiem w niedziele wielkopostne tzw. „nabożeństwa pasyjnego” ( znanego u nas od początku XVIII wieku) wraz z kazaniem pasyjnym oraz wystawieniem Najświętszego Sakramentu.
Istotny niezależnie od aury sporów i domniemań Wielki Post w życiu katolików jest okresem szczególnym. Ćwiczenia duchowe – choćby drobne formy umartwiania się, a także jałmużna, post, inicjowanie dzieł miłosierdzia oraz dobroczynności. Szaty liturgiczne są zdobne w fiolet, a wierni wyczekują niecierpliwie Wielkanocy – nie tylko w wymiarze religijnym, ale i więzi rodzinnych.
Sprawa budziła silne emocje jeszcze przez naznaczone kłótniami i pretensjami dziesięciolecia. Do naszych czasów przetrwały kazania, których autorem był biskup Cezar z przepięknego Arles w Galii. Datowane na przełom IV i V wieku zawierały przestrogi przed karą bożą w przypadku łamania zasad Wielkiego Postu. Dopiero za pontyfikatu Grzegorza Wielkiego została ogłoszona decyzja dotycząca terminów „obejmujących” post: miał się on rozpoczynać w środę poprzedzającą niedzielę na sześć tygodni przed Wielkanocą.
Od ciemnej grudki prochu, która smoli ręce,
z namaszczeniem rzucanej w Popielcową Środę –
radość rośnie jak balon. O, rzuć prochu więcej
na grzywkę panny Zuli, proboszczom na brody – czyż nie jest to fragment wiersza ks. Jana Twardowskiego?
Kolejnym novum w tradycji Środy Popielcowej: wierni coraz licznie zwierzali wówczas do kościoła, ale by pomodlić się głęboko oraz okazać skruchę, a nie – jak to było w średniowieczu: dołączyć spontanicznie do orszaku biczowników. W 1349 roku Kościół zakazał takich oto praktyk, a Jego decyzja zbiegła się z „apokaliptycznym” czasem dla Europy, dotkniętej epidemią dżumy. Epidemia? Ba, pandemia raczej spowodowała, że o połowę zmniejszyła się liczba mieszańców naszego kontynentu. Śmierć wywołała nie tylko zbiorowy chaos, ale nagłe nawrócenia i rozwój tzw. „ruchów pątniczych” Lęk przed śmiercią, a zarazem świadomość własnej małości targała tymi ludźmi.
Środa Popielcowa miała też jeszcze jeden wymiar symboliczny – rodzaj pomostu między Wielkim Postem a Karnawałem. Ów wymiar dotyczył także kwestii posiłków, których ilość w tak ważnym dniu miała być znaczenie ograniczona – nie chodzi tylko o ilość , ale także zawartość talerza. Na wielu stołach jeszcze sto lat temu zabrakło miodu i cukru, nie mówić o ciastach oraz słodyczach. W średniowieczu zaś, w zakonach cysterskich podawano dietetyczną zupkę z bobrzych ogonów. W XVII i XVIII wieku zdarzały się na stołach półmiski z rybami słodkowodnymi, a talerze były znacznie mniejsze niż zazwyczaj.
Przesada w poszczeniu, a po nim w obżarstwie – budziła niepokój dawnych medyków. Oto historia prawdziwa: Bolesław III Rozrzutny – książę Brzegu zjadł na śniadanie wielkanocne trzynaście kurczaków, zakropił je suto winem i padł pod stół jak kłoda. Nigdy już nie wstał o własnych siłach – z przejedzenia skonał w męczarniach otoczony przez zdumionych uczestników uczty. Smutne opowieści okolicznościowe stanowią jedynie margines.
Marta Cywińska
M A S A K R A