Po prawie 120 latach od światowej prapremiery jedyna opera w dorobku artystycznym Ignacego Jana Paderewskiego, Manru, otworzyła sezon 2018/2019 w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej.
W stulecie odzyskania niepodległości, o którą tak skutecznie zabiegał dla nas Ignacy Jan Paderewski – pisze we wstępie do programu Waldemar Dąbrowski, dyrektor Teatru Wielkiego – Opery Narodowej – do repertuaru wraca Manru – dzieło niezwykle ważne dla polskiej literatury muzycznej, szerzej: polskiego dorobku kulturowego. Warto spróbować podążyć tropem refleksji kompozytora, spojrzeć na istotne kwestie społeczne z perspektywy człowieka, który przywracał życie naszej ojczyźnie.
Rzadko pracowałem nad czymś z większą przyjemnością i zainteresowaniem – pisał Paderewski w 1900 roku o jedynej swojej operze, która powstawała etapami przez szereg lat pomiędzy 1893 a 1901 rokiem. Libretto stworzył polski pisarz i rzeźbiarz – Alfred Nossing. Szkice utworu oparł nieprzypadkowo na powieści Kraszewskiego Chata za wsią, która cieszyła się ogromną popularnością, poruszała bowiem ważne kwestie społeczne – wprowadzała nieznany wątek życia Cyganów, ich różnorodności kulturowej, odmienności i konfliktów z tym związanych.
Obcy to ktoś spoza naszej wspólnoty, spoza naszej historii. Jeśli boimy się obcych, na przykład Cyganów lub uchodźców – pisze Magdalena Środa w tekście Cząstka Heroda w Naszym sercu – to często nie tylko dlatego, że są biedni, lecz dlatego, że są posłańcami złych wiadomości. Uświadamiają nam, że nasza sytuacja jest krucha, że wszyscy możemy znaleźć się w podobnej roli.
Prapremiera opery miała miejsce w Dreźnie, 29 maja 1901 r., a w czerwcu we Lwowie. Tryumfalny pochód dzieła przez sceny Europy i Ameryki Północnej, w tym nowojorskiej Metropolitan Opera, zaowocował licznymi wystawieniami opery Manru, chętnie włączanej do repertuaru najważniejszych teatrów i znakomicie przyjmowanej przez publiczność oraz krytykę. Manru było pierwszą polską operą na scenie Metropolitan. Po tym tryumfie popadła jednak w zapomnienie i pojawiała się dość rzadko i tylko w polskim repertuarze.
Powrót Manru na warszawską scenę jest jednocześnie reżyserskim powrotem znakomitego twórcy, Marka Weissa, którego świeże spojrzenie na bohaterów opery pokazuje ciekawe podejście do tematu z niezwykłą aktualnością. Wszystko dzieje się tu i teraz. To, co się dzieje, ma współczesny koloryt – mówi reżyser w wywiadzie z Marcinem Fediszem – gdy oglądamy jakiś dramat w kostiumie historycznym, to nie widzimy problemu, uspokaja on nasze sumienie. Dla współczesnego widza jest on też przeważnie komiczny. A komizm zawsze osłabia dramaturgię.
Manru to historia tragicznej miłości, skazanej na przegraną w konfrontacji z konwenansami i tradycyjnymi normami społecznymi – pisze Waldemar Dąbrowski – bezsilnej wobec uprzedzeń, głęboko zakorzenionych przesądów. Jest w istocie przestrogą przed ksenofobią i nietolerancją – traktatem o miażdżącej sile ogółu. Marek Weiss osadził akcję w rzeczywistości współczesnej, w dwóch przeciwstawnych światach ludzi żyjących swoim życiem, na przekór uznanym wartościom i konwenansom. W zakazanej miłości i lojalności wobec wspólnoty, wierności i tęsknocie za wolnością. W jaskrawy sposób pokazuje przywary społeczności wiejskiej, która nie wybacza inności.
Cygan Manru, obcy kulturowo, wzbudzający agresję wsi, niespokojny duch, outsider, zostawia swoją wolność dla wielkiej miłości, która z czasem staje się dla niego wielkim ciężarem. Na tle jego wyborów rozgrywa się dramat Ulany − kobiety, która dla miłości poświęca swoje bezpieczne życie w rodzinie, wybierając trudny los u boku ukochanego. Bohaterowie dramatu żyją w świecie obojętności i nienawiści, w poczuciu wyobcowania, wyjęcia poza nawias wspólnoty – co w konsekwencji prowadzi do dramatu.
W XXI wieku, w świecie tak dalekim od tego, który znał Paderewski, odkrywamy na nowo finezję jego partytur – tak jak podkreślają muzykolodzy, odnajdujemy w orkiestrowym zapisie nawiązania do największych twórców opery: Wagnera, Pucinniego, Mozarta, a monumentalne orkiestracje i niezwykle bogate chóry stają się równoprawnymi bohaterami tego przedstawienia obok wiodących partii solowych. Bardzo mocną stroną spektaklu są główni bohaterowie: Manru – Peter Berger i Ulana – Ewa Tracz. Choreografii podjęła się twórczyni Białego Teatru Tańca – Isadora Weiss.
Spektakularnym pomysłem scenografa i projektanta kostiumów – Kaspara Glarnera – jest zastąpienie cygańskiego taboru sceną ucieczki na motocyklach. Niezwykły koloryt wprowadzają też do spektaklu bardzo barwne i żywiołowe sceny wesela.
Wybór Manru jako pierwszej premiery sezonu w roku świętowania przez Polaków stulecia odzyskania niepodległości, o którą tak skutecznie zabiegał Ignacy Jan Paderewski, wydaje się oczywisty. Manru okazuje się dziełem niezwykle ważnym dla polskiej literatury muzycznej i szerzej – polskiego dorobku kulturowego i mimo upływu lat nie traci na aktualności. Warto wsłuchać się w piękno i bogactwo muzyki Paderewskiego. To dziedzictwo – dodaje W. Dąbrowski – z którego możemy być bardzo dumni.
_______________
Tekst: Anna Arwaniti
Fot. Krzysztof Bieliński
Dodaj komentarz