Waldemar Broś – zadziwić świat polskimi wyrobami

Opublikowano: 13 czerwca 2016

W Stanach Zjednoczonych spółdzielnie współpracują ze sobą. To, że najmocniejsza gospodarka rolna doszła do takich wniosków, daje poczucie, że to słuszny kierunek. Rolnik musi mieć świadomość, że od początku do końca ma wpływ na to, co produkuje, a takie możliwości daje mu spółdzielnia – przekonuje Waldemar Broś, prezes zarządu Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich

Waldemar Broś

Waldemar Broś

Jak postrzega pan aktualną sytuację spółdzielni mleczarskich w Polsce?

– Najważniejszą rzeczą w okresie ostatnich 25 lat jest to, że udało nam się obronić sektor spółdzielczy, który ma dziś zdecydowaną przewagę nad innymi sektorami. Spółdzielnie mają ok. 80 proc. rynku skupu i przetwórstwa, kapitał zachodni – ok. 15 proc., a kapitał prywatny – 5 proc. Sektor mleczarski jako jedyny skutecznie powiązał producenta surowca z przetwórcą.

Rolnicy – właściciele spółdzielni – sami decydują o kierunkach ich rozwoju. Gdyby nie spółdzielnie, w dobie obecnego, największego kryzysu mleczarstwa od czasu II wojny światowej, przychody rolników spadłyby znacznie bardziej, niż wynika z sytuacji rynkowej. Cena wypłacona rolnikom za rok 2015 wynosiła 1,13 zł netto, a więc była o ok. 18 proc. niższa niż rok wcześniej. W wielu przypadkach spółdzielnie celowo ponosiły straty, żeby wypłacić rolnikom wyższe kwoty.

Pokrywa się je później z funduszy zasobowych, które są tworzone w każdej spółdzielni. Dzięki nim możliwe jest łagodne przejście kryzysu w najtrudniejszych latach. Dodatkowo spółdzielnie tworzą fundusze dobrowolnych świadczeń i fundusze pożyczkowe, w ramach których rolnik może dostać niskooprocentowany kredyt nawet do wysokości 100 tys. zł. Można powiedzieć, że dzięki tym zgromadzonym na czarną godzinę środkom spółdzielnie są buforem bezpieczeństwa. Co ważne, kredyty są spłacane dostawami mleka.

Na czym polega wspomniany kryzys, który dotknął spółdzielnie mleczarskie?

– Do podstawowych źródeł kryzysu należy bezsprzecznie zaliczyć zmniejszone o połowę, a nawet o 75 proc. w stosunku do najlepszych lat 2013–2014, zakupy z Azji, głównie z Chin. Konkurencja nie śpi i tu rywalizację o rynki wygrywa choćby Nowa Zelandia, gdzie koszty produkcji są zdecydowanie niższe niż w Europie, ale wygrywają również Stany Zjednoczone.

Druga ważna sprawa, która wpłynęła na polski rynek, to embargo rosyjskie, wprowadzone 1 sierpnia 2014 r. Poza tym wciąż nie udaje nam się wypracować pożądanych wyników spożycia wyrobów mleczarskich na rynku wewnętrznym.

W 1989 r. spożycie mleka w Polsce wynosiło ok. 280 l rocznie na osobę, a dziś nawet nie dochodzi do 200 l. Od lat jest to poważny problem branży, z którym walczymy na różne sposoby, ale postępy są znikome. Gdybyśmy zdołali wpłynąć na wynik i zwiększyć spożycie mleka chociaż do 250 l, nie mówilibyśmy dziś o kryzysie.

Niestety, Komisja Europejska nie ma pomysłu na wyjście z tej patowej sytuacji, pomimo pewnych zapisanych działań, takich jak zakupy interwencyjne.

Najdotkliwiej kryzys odczuwają rolnicy, których przychody w 2015 r. były o około 2,5 mld zł niższe niż w 2014 r., mimo zwiększonej produkcji mleka o ok. 2,8 proc. Żeby branża była konkurencyjna, zwłaszcza na rynku chińskim, powinny być uruchomione dopłaty eksportowe.

Jeśli weźmie się pod uwagę najnowsze dane demograficzne, które pokazują, jak wiele osób cierpi głód, warto do tych krajów kierować nadwyżki produkcyjne.

Z kolei polski minister powinien czynić starania o zrównanie tzw. dopłat powierzchniowych ze „starą piętnastką” UE. Dzisiaj różnice ciągle są widoczne. Uważam, że wiele krajów po prostu nie przyznaje się, że wspiera przemysł mleczarski krajowymi środkami budżetowymi.

Czy inne gałęzie spółdzielczości pójdą w ślady sektora mleczarskiego i wypracują równie dobre relacje między producentem surowca a przetwórcą?

– Jestem o tym przekonany, bo bez takiej współpracy nic nie da się osiągnąć. Dlatego jeśli producenci trzody, drobiu i żywca się nie zorganizują, nigdy nie będziemy mogli mówić o potędze. W Stanach Zjednoczonych spółdzielnie współpracują ze sobą. To, że najmocniejsza gospodarka rolna doszła do takich wniosków, daje poczucie, że to słuszny kierunek.

Rolnik musi mieć świadomość, że od początku do końca ma wpływ na to, co produkuje, a takie możliwości daje mu spółdzielnia. W tym miejscu warto zwrócić uwagę na nieeleganckie zachowanie handlu, zwłaszcza sieci, wobec przemysłu rolno-spożywczego. Ceny zbytu mleka w proszku spadły o co najmniej 50 proc., serów o 35–40 proc., podobnie twarogów, ale w sklepach zupełnie tego nie widać. To rzutuje na przyszłość sektora, bo tańszy produkt zachęcałby konsumenta i generowałby wyższą sprzedaż.

Kiedyś konsumenci zachwycali się zagranicznymi markami, dziś coraz więcej Polaków wybiera rodzime produkty. Czy producenci wyrobów mleczarskich dostrzegają ten zwrot?

– Tak, i trudno się mu dziwić, bo jakość polskich wyrobów jest coraz wyższa. Aktualnie dostarczamy na rynek około 650 pozycji. Co więcej, jako pierwsi wprowadziliśmy szkolenia związane z procedurami systemów zarządzania jakością i bezpieczeństwem żywności. W efekcie sektor mleczarski spełnia wszelkie wymogi unijne. Nie mówiąc o tym, że warunki produkcji w Polsce – kraju mniej skażonym niż wiele państw zachodnich – są znacznie korzystniejsze dla jakości wyrobów. Jednym ze sztandarowych działań promocyjnych związku jest organizacja targów: Mleko Expo w Warszawie, Polagra w Poznaniu i Mleczna Rewia w Gdańsku.

Jako jedyni organizujemy olimpiadę wiedzy o mleczarstwie, w której nagrodą jest indeks na wiedzę o żywieniu na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim.

W związku z rozwojem rynku wewnętrznego, w tym handlu, największe zadanie w obrębie spółdzielczości stoi obecnie przed „Społem” – organizacją, która ma warunki i potencjał, i coraz lepiej je wykorzystuje. Natomiast trzeba podkreślić, że w branży rolno-spożywczej najbardziej rozpoznawalną marką jest marka spółdzielni mleczarskiej „Mlekovita”.

W tym roku KZSM obchodzi 25-lecie istnienia. Jak podsumowałby pan ten okres i jak zamierzają państwo uczcić jubileusz?

– Trudno będzie świętować z uwagi na niełatwe położenie branży i kryzys, niemniej staramy się zaznaczyć ten szczególny dla związku rok. Drugi dzień targów poświęcimy jubileuszowi. Przedstawimy historię polskiego mleczarstwa i zaznaczymy rolę sektora spółdzielczego. Chcemy szczególnie podziękować tym, którzy mieli udział w powstaniu KZSM, i nagrodzić ich statuetkami. Zamierzamy też wystąpić o odznaczenia państwowe dla grupy osób najbardziej zasłużonych dla spółdzielczości.

Jakie życzenia byłyby najwłaściwsze z okazji jubileuszu?

– Aktualnie największe nadzieje naszego sektora dotyczą kryzysu – żeby skończył się wcześniej, niż przewidują prognozy, które mówią o roku 2017, a nawet 2020. Życzyłbym sobie również, żeby nasze propozycje, które kierujemy za pośrednictwem ministra rolnictwa do Unii Europejskiej, np. dopłaty eksportowe czy właściwe ceny wykupu, były dogłębniej analizowane, a w efekcie realizowane. Chciałbym, żeby Komisja Europejska jak najszybciej pochyliła się nad polskim producentem i zrównała poziom dopłat powierzchniowych z krajami „starej” piętnastki unijnej. To ma ogromne znaczenie, bo nie da się produkować mleka bez rozleglej połaci ziemi. Produkcja mleka jest najbardziej uciążliwa, dlatego musimy zadbać, by polski rolnik miał z tego tytułu dochody na poziomie, który pozwoli mu na godne życie, ale także na rozwój.

Czy podziela pan opinię samorządów gospodarczych innych branż, że państwo niedostatecznie angażuje się w promocję rodzimych producentów i zbyt słabo wspiera rozwój krajowego przemysłu?

– Po części muszę się z tym zgodzić, ale problem polega też na braku środków. Na pewno przewartościowania wymaga kwestia promowania polskich produktów przez ambasady. Myślę, że placówki dyplomatyczne powinny zasilić personel, który zna się na przemyśle rolno-spożywczym, a zarazem na zagadnieniach związanych z promocją i lobbingiem. W tej sferze mamy wciąż wielkie braki. Nie jesteśmy potęgą w dziedzinie elektroniki czy innowacji technicznych. Dziś możemy zadziwić świat właśnie naturalną polską żywnością. Trzeba tylko podjąć odpowiednie kroki, by zwrócić na nią oczy świata i umieć sprzedać. Warto, by ta sfera podlegała premierowi, by głos Polski był lepiej przyjmowany.

Rozmawiał Mariusz Gryżewski

Udostępnij ten post:



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Powiązane treści