Marek Matuła Związek Strzelecki "Strzelec"

Związek Strzelecki „Strzelec” – szkoła walki i patriotyzmu

Opublikowano: 3 października 2018

Zależy nam, aby nasi strzelcy nie byli formą wojska zaciężnego, gdzie powszechnym problemem jest brak motywacji innej niż finansowa. Jesteśmy silnie związani z polską tradycją katolicką i staramy się, aby naszym strzelcom bliska była ideologia związana z dewizą: „Bóg – honor – ojczyzna” – mówi Marek Matuła, komendant Związku Strzeleckiego „Strzelec” Józefa Piłsudskiego.

Jakie założenia przyświecały powołaniu Związku i jakie są obecnie jego główne zadania?

Marek Matuła – Do 1989 r. o „Strzelcu” nie było mowy, bo organizacja bardzo źle kojarzyła się komunistom. W latach 50. przyznawanie się do patriotycznych tradycji i wiary było bardzo niebezpieczne. Na Podkarpaciu zaczęliśmy działać w 1990 r., ale początki nie były łatwe – 50 lat komuny zdołało wiele wyprzeć z pamięci Polaków i w latach 90. byliśmy uważani za przebierańców. Po 10 latach coś się zmieniło w postrzeganiu nas w społeczeństwie.

Związek Strzelecki „Strzelec” Józefa Piłsudskiego jest największą spośród organizacji strzeleckich działających w Polsce na zasadzie dobrowolności. Należą do nas ochotnicy, którzy podzielają wizję Związku, ujętą w Deklaracji Ideowej i opartą na trzech filarach. Pierwszy z nich to szkolenie dla wszystkich wstępujących do naszej organizacji, którzy chcą nauczyć się nosić mundur i zachowywać „po wojskowemu”, a trzeba podkreślić, że na południu Polski, na Podkarpaciu, mundur cieszy się wyjątkowym szacunkiem. Młodzi ludzie przychodzą do nas, bo chcą poznać tajniki wojskowości. W ciągu 3 lat nowy członek jest przygotowywany do zasilenia szeroko rozumianych służb mundurowych, a zwłaszcza armii. W tym czasie w ramach programu musi m.in. nauczyć się obcowania z bronią krótką i długą, a także opanować musztrę indywidualną i zespołową, bo mundur to nie byle jaki strój i nie można go nosić w dowolny sposób.

Tu wkraczamy w sferę wychowawczą, będącą drugim filarem naszej działalności. Zależy nam, aby nasi strzelcy nie byli formą wojska zaciężnego, gdzie powszechnym problemem jest brak motywacji innej niż finansowa. Jesteśmy silnie związani z polską tradycją katolicką i staramy się, aby naszym strzelcom bliska była ideologia związana z dewizą: „Bóg – honor – ojczyzna”. Niezależnie od tego, jak potoczą się losy naszych strzelców – młodych ludzi, którzy wkraczają w dorosłość – chcemy, by wiedzieli, że są Polakami, żeby byli z tego dumni i mieli świadomość, z czym wiąże się ta polskość – że oprócz praw mają obowiązki, również wobec ojczyzny i narodu.

Czy przynależność do Związku wynika z autentycznej pasji młodych kandydatów, czy raczej tradycji rodzinnych i presji rodziców, jak często ma to miejsce np. w przypadku uprawiania sportu?

Marek Matuła – Motywacji jest tyle, ilu kandydatów. To bardzo indywidualna sprawa. Przy naszym Związku działa tak zwane przedszkole dla starszaków. Używam takiego określenia, bo nasze „orlęta” mają od 10 do 14 lat. Chodzi przede wszystkim o zabawę, ale z naciskiem na wychowanie i kształtowanie postaw, w tym nauczanie o niepodległej Polsce i przypominanie o bohaterach narodowych. Formalnie do „Strzelca” można wstąpić od 16. roku życia. Aktualnie Związek zrzesza 3 tys. członków, w tym około 90 proc. nieletnich młodych ludzi – młodzieży podatnej na przyswajanie wiedzy. Oczywiście są też w naszych strukturach ludzie dojrzali, ale ich rola jest nieco inna, bardziej reprezentacyjna.

Do jakich wzorców historycznych odwołuje się „Strzelec”?

Marek Matuła – Przed wojną działały rozbudowane świetlice strzeleckie, które były inspiracją dla powstania świetlic w Bełchatowie i w Rzeszowie. Takie miejsce jest ważnym elementem poczucia przynależności, stabilizacji, stanowi dla młodych ludzi niemal drugi dom, który codziennie na nich czeka. To wymaga współpracy ze społecznością i samorządem. W ten sposób dochodzimy do trzeciego filaru naszej działalności. Związek Strzelecki nie może działać w próżni, bo z założenia jest dla ludzi i dzięki ludziom funkcjonuje. Nasi strzelcy szkolą się po to, żeby państwo miało z nich pożytek. Po 3 latach oddajemy bowiem służbom mundurowym – brzydko mówiąc – gotowy i w dużej mierze sprawdzony „produkt”. To ludzie przygotowani do służby, a zarazem świadomi swojej roli i misji. Kiedy nasi strzelcy dostają się do jednostek wojskowych, już na wstępie otrzymują punkty premiowe, bo startują ze znacznie większą wiedzą teoretyczną i praktyczną niż większość początkujących żołnierzy.

Jak wielu adeptów „Strzelca” wybiera wojskową ścieżkę zawodową?

Marek Matuła – Większość osób wstępujących do „Strzelca” chciałaby pracować w wojsku, ale etaty w armii są na wagę złota. Na tę chwilę dopracowaliśmy się oficerów na szczeblu kapitanów. Może z czasem będą też generałowie wywodzący się z naszego Związku. Gdy powstała Brygada Obrony Terytorialnej, 80 naszych strzelców zasiliło rzeszowską kompanię. To świetna synergia, bo nasi chłopcy, stanowiący tak dużą część miejscowego batalionu WOT, są świetnie przeszkoleni, zmotywowani i przygotowani mentalnie w kontekście tożsamości narodowej i patriotycznego nastawienia do służby.

Jak zmienia się zainteresowanie młodzieży przynależnością do Związku na przestrzeni lat?

Marek Matuła – W latach 90. XX w. – początkowym, jak wspominałem, niełatwym okresie istnienia Związku – często musieliśmy stawiać czoła prześmiewczym komentarzom i krytyce społecznej, która nie była dla młodych ludzi zachętą do zainteresowania się naszą działalnością. Teraz coraz powszechniej spotykamy się z przychylnością i chęcią współpracy ze strony samorządów czy lokalnych społeczności. To ważne, bo chyba w końcu ludzie dostrzegli, że „Strzelec” pełni na swoim terenie funkcję quasi-wojska. Nasz udział podnosi rangę wielu lokalnych uroczystości, zarówno kościelnych, jak i świeckich. Akceptacja ze strony władz jest dla młodych ludzi potwierdzeniem słuszności wstąpienia do „Strzelca”. Za tę przychylność odwdzięczają się swoją pomocą i zaangażowaniem w życie lokalne. Przykładem tego może być udział dorosłych strzelców w akcji ratowniczej podczas powodzi w 2010 roku. Dzięki przeszkoleniu w zakresie pierwszej pomocy nasi członkowie wielokrotnie udzielają pomocy podczas uroczystości publicznych i wydarzeń o charakterze masowym. Ogromnie nas cieszą również statystyki, pokazujące, że od 2010 r. liczba chętnych do wstąpienia do „Strzelca” stale rośnie.

Czy może pan potwierdzić opinię, że strzelnic w Polsce jest wciąż za mało?

Marek Matuła – Strzelnic praktycznie w ogóle nie ma. Przepisy są tak skonstruowane, że skutecznie blokują budowę nowych obiektów, bo nikt nie chce podjąć się tego wyzwania, biorąc pod uwagę wyśrubowane warunki, dotyczące choćby przesadnej izolacji terenu strzelnicy od zabudowań. Strzelnica „Anna” w Maleniskach, o której chciałbym wspomnieć, jest pod tym względem wyjątkiem.

Otóż w zeszłym roku MON wydzielił z budżetu pieniądze na rewitalizację – największej w Polsce – starej, poaustriackiej strzelnicy w Maleniskach k. Jarosławia. Pieniądze na strzelnicę, którą zawiaduje Związek Strzelecki, dostał starosta, a my przywróciliśmy jej dawną świetność. To dla mnie dobitny dowód na to, że jeżeli różnego rodzaju organizacje, w tym państwowe, samorządowe i pożytku publicznego, potrafią się ze sobą porozumieć, to na efekty nie trzeba długo czekać. Taką współpracę warto kontynuować, zwłaszcza że z inwestycji mogą korzystać wszyscy.

Czy według pana obywatele powinni mieć w Polsce dostęp do broni?

Marek Matuła – Przed wojną decyzja o dostępie do broni należała do starosty zarządzającego danym obszarem administracyjnym. Gdy w 1944 r. Sowieci wprowadzili na ziemiach polskich komunę, dużo broni znajdowało się w rękach poakowskiej konspiracji. Co więcej, Polacy wiedzieli, jak z niej skorzystać.

8 maja 1945 r. w Kuryłówce, wiosce koło Leżajska, gdzie Sowieci przysłali NKWD, doszło do regularnej bitwy, w której Polacy rozgromili napastników. To zasługa dobrze uzbrojonego podziemia. Rozbrojenie Polaków było więc „być albo nie być” dla komunistycznych władz. Z czasem działano propagandowo, aby przekonać Polaków, że brak broni działa na ich korzyść – dokładnie tak samo argumentowali pruscy i rosyjscy agenci w XVIII wieku. Od 1990 r. demokratyczne władze w Polsce, łącznie z obecnymi, zdają się podzielać ten pogląd. To dla mnie niezrozumiałe. Przecież nie chodzi o to, żeby każdy biegał po ulicy z karabinem, ale sama myśl, że Polak jest niegodny, by posiadać broń, jest pokłosiem 1944 r. – raz jeszcze podkreślę – obawy władzy przed własnym elektoratem.

Co byłoby dla Związku największym ułatwieniem, patrząc na aktualne warunki funkcjonowania?

Marek Matuła – Życzylibyśmy sobie przede wszystkim, aby władze państwowe podeszły poważnie do naszych działań i spróbowały nam realnie pomóc, umieszczając strzelców w systemie wychowawczym i przygotowawczym do służby wojskowej.

______________________

Rozmawiał Mariusz Gryżewski

Udostępnij ten post:



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *