Irena Sendlerowa 

Dramat muzyczny à la musical

Opublikowano: 16 sierpnia 2022

 – Ludzi należy dzielić na dobrych i złych. Rasa, pochodzenie, religia, wykształcenie, majątek – nie mają żadnego znaczenia. Tylko to, jakim kto jest człowiekiem.Irena Sendlerowa 

27 sierpnia w Teatrze Muzycznym w Poznaniu odbędzie się światowa premiera musicalu Irena przedstawiającego życie Ireny Sendlerowej podczas II wojny światowej, a powstałego we współpracy Polaków i Amerykanów.

Temu niezwykłemu widowisku poświęcono konferencję prasową, która odbyła się w Austriackim Forum Kultury w Warszawie z udziałem twórców i realizatorów, a także Janiny Zgrzembskiej, córki Ireny Sendlerowej i najmłodszej z uratowanych przez nią dzieci – Elżbiety Ficowskiej, w latach 2002–2006 przewodniczącej Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu, które podzieliły się swoimi wspomnieniami na temat Sprawiedliwej wśród Narodów Świata i wyraziły nadzieję, że powstający spektakl pomoże dotrzeć z przesłaniem jej życia do szerokiego grona odbiorców.

Niezwykły, bo kiedy usłyszałem piosenkę Nie odejdę stąd śpiewaną przez Oksanę Hamerską (Irena) i Marcina Wortmana (Adam/Duch Adama, ukochanego Ireny Sendlerowej) niemal się rozpłakałem. Jest niezwykle aktualna: wówczas Adam Celnikier nie chciał opuścić getta (ja nie odejdę stąd/tu jest mój dom/…/nie wolno mi uciec stąd/tu jest mój dom/tu jest mój świat/ludzie i wspomnienia), a dziś wielu młodych nie tylko nie chce wyjechać z Ukrainy, ale wielu z tych, którzy znaleźli schronienie w Polsce na nią wróciło! – Sprawia to ich siła pozostania w miejscu, które się kocha, w którym się urodziło, choć mają możliwość przetrwania. Widzimy to, więc musimy się z tym przebić: pokazać co jest czarne, a co białe – uważa piosenkarka.

Niemniej przejmująca jest piosenka Nadzieja wykonana przez Oksanę Hamerską (Irena) i Annę Lasotę (w spektaklu jest wykonywanych 13 piosenek, ale za wcześnie, by mówić o wydaniu ich na płycie, co nie jest jednak wykluczane).

I dlatego więcej miejsca poświęcę głównej bohaterce.

Gdy rozpętało się piekło II wojny światowej Irena Sendlerowa (1910-2008) już aktywnie działała na rzecz najsłabszych, pracują w różnych ośrodkach pomocy m.in. bezdomnym i bezrobotnym. Cały czas starała się pielęgnować wartości, które przekazał jej ojciec. Wiedziała, że nie może pozostać bezczynną, że musi działać. Stawiając na szali swoje marzenia, każdego dnia narażała się na śmierć, niosąc pomoc żydowskim dzieciom. Będąc pracownicą socjalną urzędu miejskiego, a także kierowniczką referatu dziecięcego Rady Pomocy Żydom przy Delegaturze Rządu na Kraj („Żegoty”), organizowała im fałszywe metryki, dbała o stałą pomoc materialną i lekarską, umieszczała u zaufanych polskich rodzin, w klasztorach i zakładach opiekuńczych. W 1943 r. została chwytana przez gestapo, które ją torturowało i skazało na śmierć, bo odmówiła wyjawienia czegokolwiek na temat kobiet i ukrytych dzieci. Uciekła w dniu egzekucji, gdy polski ruch oporu przekupił niemieckiego strażnika. Wszystkie z 2500 ukrywanych żydowskich dzieci przeżyło wojnę, a wiele z nich ponownie połączyło się ze swoimi rodzinami. Ale przez dziesięciolecia nie mogli opowiedzieć swoich historii. Reżim komunistyczny w Polsce uciszył byłych członków polskiego ruchu oporu, a większość łączników Sendlerowej była prześladowana lub wygnana.

Poznajemy prawdę

Ponad 65 lat później mogli wreszcie opowiedzieć o swojej wojennej pracy. W 2010 r. odbyła się światowa premiera kinowa godzinnego filmu dokumentalnego In The Name Of Their Mothers (W imię ich matek) zrealizowanego przez studio 2B Productions, opowiadającego – jak go reklamowano w USA – prawdziwą historię przechytrzenia nazistów w celu ratowania tysięcy żydowskich dzieci, wyreżyserowaną przez Mary Skinner. Narratorem jest Jan Becker, a w filmie – poza jego bohaterką – występują m.in. jej współpracowniczki i uratowani: Magdalena Grodzka-Gużkowka, Jadwiga Piotrowka i William Donat. Muzykę skomponowali Tom Disher i Haim Frank Ilfman, a zdjęcia nakręcił Sławomir Grynberg (ur. 1936 r.), który przeżył Holocaust (z jego całej rodziny ocaleli tylko on i jego matka, z którą ukrywał się podczas okupacji). Producentem filmu jest Piotr Piwowarczyk.

W 2002 r. uczniowie szkoły średniej w małym amerykańskim mieście Uniontown, w Kansas, mieli napisać pracę domową z historii na temat Holocaustu i „wygooglowali” w internecie… Irenę Sendlerową. Ich skromna sztuka „Życie w słoiku” zyskała sławę. Kiedy dzięki nim dowiedziałem się, że ona żyje i mieszka w Warszawie, to przyjechałem, żeby się z nią spotkać. Udało się ją namówić, by stanęła przed kamerą i po kilku miesiącach rozpoczęły się prace nad filmem, w którym opowiada prawdziwą historię tajnej siatki młodych dziewczyn – kobiet, które właśnie w ten sposób postanowiły włączyć się w walkę przeciwko hitlerowcom, przeciwko ludziom, którzy postanowili unicestwić cały naród żydowski. Prace zajęły nam 7 lat! Premiera filmu, który na całym świecie obejrzało ponad 7 mln osób, odbyła się już po śmierci jego głównej bohaterki. Wówczas powstał pomysł musicalu, który miał trafić na Broadway, by dotrzeć z tą historią do jeszcze szerszej publiczności. I 7 lat temu zaczęto pisać libretto, ale pandemia pokrzyżowała jednak te plany.Jego autorami są znający ją: Mary Skinner i Piotr Piwowarczyk (tłumaczenie Piotr Piwowarczyk i Lesław Haliński – przetłumaczył również teksty piosenek).

– Traktuję ten projekt jak dług, który mam wobec niej do spłacenia – mówi Piotr Piwowarczyk. – Pani Irena stała mi się bardzo bliską osobą, a nasze spotkania i rozmowy na pewno bardzo wpłynęły na mnie, moje życie, moje wartości, na to jak widzę świat. Rzeczywiście była ona osobą wyjątkową. Wydaje mi się, że mimo upływu tylu lat to co ona sobą reprezentowała i robiła, dla nas wszystkich może być inspiracją do naszego codziennego życia. Bo przecież – tak jak mówiła – jeżeli ktoś tonie, to należy podać mu rękę.

Reżyser Brian Kite, dziekan Wydziału Teatru, Filmu i Telewizji Uniwersytetu Kalifornijski w Los Angeles (UCLA) dodaje: – To niesamowita historia, która może być potraktowana wyłącznie jako dokument, ale w naszej wersji może być spektaklem teatralnym. Szukamy w nim odpowiedzi na pytania: jak to jest być bohaterem, za którego się nie uważała? Jakie są tego mroczne strony? Z jakimi wyzwaniami i poświęceniami się to wiąże? Chcemy, żeby „Irena” poruszyła emocje, ale także zachęciła do refleksji. Duża część tej opowieści rozgrywa się w jej głowie, w jej pamięci i dzieci, które uratowała. Muzyka pomaga nam się tam dostać. Przedstawiając te wydarzenia w formie musicalu możemy nie tylko opowiadamy historię znaną ze szkolnych lekcji czy książek, ale wnikamy w myśli Ireny i pokazujemy jej emocje, a także dajemy je odczuć naszej publiczności.

Chcielibyśmy napisać, że to historia, która już nigdy nie wróci. Że to czas, który minął. Wydarzenia ostatnich miesięcy pokazują jednak, że niczego nie można być pewnym, a już na pewno nie tego, że to, co było, nigdy nie stanie się tym, co jest. Że oni nie staną się nami… Trudno więc nie zadawać sobie tego pytania – co my zrobilibyśmy na ich miejscu, na jej miejscu?…

Piosenki napisał Mark Campbell, zdobywca Pulitzera i nazywanej muzycznym Oscarem nagrody Grammy, a muzykę skomponował Włodek Pawlik, jedyny jej polski laureat w kategorii jazzu.

– Uświadomiłem sobie, że ten temat jest dla mnie darem losu. Albo się znam, albo nie znam. Pisząc muzykę można szukać, kombinować, jakie są mody, tendencje, co wypada komponować, a co nie. Tu mamy po prostu do czynienia z tragiczną historią, która zdarzyła się niedawno – ona mogła być moją babcią.

Moja muzyka, a komponowałem do angielskiego tekstu, to postmodernistyczny collage różnych współczesnych stylów, brzmień, z elementami R&B, rocka, jazzu, soulu, funky… Wykorzystuję też elementy muzyki klezmerskiej, jej wątki, ale w musicalu one nie dominują. Najważniejsze było dla mnie oddanie ducha tego dramatu poprzez uwypuklenie w warstwie muzycznej jego wokalnych sekwencji. Nasze czasy potrzebują bohaterko, a nie celebrytów.

Włodek Pawlik, który słyszał o Poldku Kozłowskim-Kleinmanie (1918-2019), pianiście, kompozytorze i dyrygencie, ostatnim przedstawicielem przedwojennych klezmerów w Polsce, zwanym ostatnim klezmerem Galicji, musicalem o Irenie Sendlerowej zainteresował Przemysława Kieliszewskiego, dyrektora Teatru Muzycznego w Poznaniu.

– Wielu może zaskoczyć, iż tak poważną historię, prawdziwy dramat muzyczny, można opowiedzieć w takiej formule! Uważam, iż musical jest dziś tym, czym była opera za czasów Mozarta i Rossiniego, czyli gatunkiem niezwykle dynamicznie się rozwijającym, bardzo pojemnym. Nie jest tylko komedią czy muzyczną historią romantyczna, jak np. „Mamma Mia” czy „Deszczowa piosenka”, bo porusza także tematy ciężkie i poważne, co udowadnia jego najnowsza historia. Mam nadzieję, że „Irena” jednak dotrze na Broadway, bo na naszą premierę przyjadą amerykańscy producenci. A w marcu 2023 r. planujemy premierę w Warszawie. Gdzie… na odpowiedź jeszcze za wcześnie. Rozmowy trwają.A tak na marginesie: Teatr Muzyczny w Poznaniu ma swą siedzibę w budynku, który pół roku przed wybuchem wojny został oddany jako Dom Żołnierza, a 2 tygodnie po jej wybuchu stał się siedzibą jednej z najgorszych organizacji – gestapo, co go łączy z warszawskim Pawiakiem. Nadal wisi hak, na którym powieszono wiele osób!!!

Za kilka lat przeniesiemy się do nowej siedziby i będziemy największym teatrem muzycznym w Polsce z widownią na 1200 osób. Zależy nam na tym, by nie tylko sięgać po znane broadway’owskie tytuły, ale też rozwijać polski musical. Sukcesy „Virtuoso” o Paderewskim czy „Kombinatu” z muzyką Republiki i Grzegorza Ciechowskiego przekonały nas, że warto podejmować takie wyzwania.

Scenografia jest dziełem Damiana Styrny, kostiumy – Anny Chadaj, a układy taneczne – choreografki Dany Solimando, współpracującej przy wielu broadwayowskich produkcjach,

Irena Sendlerowa 

W obu obsadach Ireny gra ok. 50 aktorów i tancerzy.

Na deskach Teatru Muzycznego w Poznaniu w głównej roli zobaczymy pochodzącą z Ukrainy Oksanę Hamerską i Judytę Wendę, a jedną z ważniejszych ról odegra młoda Żydówka, Pani Grinberg (Anna Lasota, Agnieszka Wawrzyniak), matka 7-letniego Icka (Piotr Hamerski i Olaf Nowak).

Oksana Hamerska w 2007 r. ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną im. L. Solskiego w Krakowie. Po występach w kilku polskich teatrach muzycznych, w 2015 r. rozpoczęła współpracę z Teatrem Muzycznym w Poznaniu.

– Ten spektakl jest niezwykle aktualny: po wybuchu wojny na Ukrainie żona i dzieci brata przyjechały do nas, do Poznania. On został, nie wyjedzie, bo nie zostawi rodziców.

W marcu 2022 r., w geście solidarności z narodem ukraińskim, jako wyraz wsparcia dla naszych najbliższych z Ukrainy, bo  każdy ma prawo być wolny „jak ptak na niebie, co rozwija skrzydła ponad istnieniem”, zaśpiewałam w dwóch językach piosenkę „Ukraina żyje! Україні жити!” (muzyka Maciej Muraszko, słowa Przemek Prasnowski) powstałą z inspiracji poznańskiej Fundacji Barak Kultury. 

Anna Lasota w 2008 r. otrzymała dyplom z wyróżnieniem w klasie śpiewu solowego prof. M. Krzyńskiej Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy. Związała się z Teatrem Muzycznym w Poznaniu, kreując na jego scenie w wielu spektaklach pierwszoplanowe partie repertuaru musicalowego i operetkowego.

– Pani Grinberg, oddaje 7-letniego Icka, swoje dziecko w ręce Ireny, bo to jedyna nadzieja, iż przeżyje. Ta rola było dla mnie dużym wyzwaniem aktorskim. Jak będzie dowiemy się – „zdradza” mi Anna Lasota – w finale spektaklu.

Zaskoczyło mnie, że na scenie TM w Poznaniu artystki te grały Evę Peron w musicalu Evita (przypomnę, że w filmie była nią Madonna) oraz wystąpiły w musicalach Jesus Christ Superstar, Skrzypek na dachu (Lasota grała… wszystkie trzy córki mleczarza Tewiego) i Madagaskar – musicalowa przygoda

Marcin Wortman nie jest aktorem Teatru Muzycznego w Poznaniu, ale – jak podkreśla Sonia Kobylańska-Jóźwik, jego rzeczniczka prasowa – bardzo cieszą się, że jest w obsadzie. Na swoim koncie ma wiele znakomitych ról w znanych tytułach m.in. w TM Roma – Piloci, Koty, Grease, Upiór w Operze, Les Miserables, TM Łódź – Nędznicy, Madagaskar czy Teatrze Syrena – Rock of Ages.

Irena to historia o kobiecie (Sprawiedliwej wśród Narodów Świata, damie Orderu Orła Białego i Orderu Uśmiechu, w 2007 r. zgłoszonej do Pokojowej Nagrody Nobla), która zdecydowała się walczyć. To opowieść o odwadze, która może zwyciężyć najstraszliwsze zło i o tym, ile warte jest ludzkie życie.

O tym trzeba dziś pamiętać i – gdyby co – pójść w Jej ślady, choć mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby!

Jerzy Bojanowicz

Zdjęcia: Teatr Muzyczny w Poznaniu (scenografia) i Jerzy Bojanowicz

Tagi: ,

Udostępnij ten post:



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Powiązane treści
Stanisław Lem
Wielcy tego świata muszą rozwiązać problem katastrof...
czerwone maki
W czwartkowy wieczór w warszawskim Multikinie Złote...
Jan Sabiniarz
16 marca 2024 r. w hotelu Aubrecht w Koprzywnicy mia...
Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena
17 marca  br. rozpoczął się 28. Wie...
Jerzy Hoffman
17 marca w reprezentacyjnych salach MCC Mazurkas w r...