Latać z pasją i z głową

Opublikowano: 27 lipca 2016

Od dziecka marzyłem o tym, by latać, i okazuje się, że warto marzyć. Latałem na odrzutowcach, po odejściu z wojska pracowałem w firmie lotniczej, a teraz z wielką przyjemnością realizuję się w grupie akrobacyjnej i uczę młodych pilotażu – mówi z satysfakcją płk Wojciech Krupa, pilot WP, członek Zespołu Pokazowego Grupy Akrobacyjnej „Żelazny” oraz trener

płk Wojciech Krupa

Co jest przepustką do elitarnej grupy akrobacyjnej? Czy wojskowa przeszłość pomaga dołączyć do zespołu?

– Przede wszystkim należy wyodrębnić grupę akrobacyjną i zespół pokazowy. Grupa jest pojęciem szerszym – w jej obrębie piloci latają w naszych barwach reprezentacyjnych szybowcami i samolotami, a my się im przyglądamy pod kątem ewentualnego awansu do zespołu. Szukamy młodych talentów wśród ludzi z doświadczeniem lotniczym, więc wojskowa przeszłość – tak jak w moim przypadku – na pewno pomaga, ale nie jest wymogiem. Co ważne, liczą się nie tylko umiejętności pilotażu, lecz także odpowiednie cechy charakteru.

Czy trudno jest opanować przed pokazem adrenalinę i zachować żelazne nerwy?

– Kluczowa sprawa to dojrzałość. Doświadczenie uczy, jak unikać stresu i napięcia, które towarzyszą pierwszym lotom pokazowym. Adrenalina jest zawsze, niezależnie od liczby wylatanych godzin, zwłaszcza gdy pokazy odbywają się przy niekorzystnej pogodzie, albo gdy chce się dobrze wypaść z nowym programem, ale kiedy wsiada się do kabiny, emocje ulatują i ustępują miejsca wyuczonej technice. Wtedy liczą się umiejętności i opanowanie – pozostaje skupić się na zaplanowanych elementach, które były wielokrotnie powtarzane i ćwiczone. Poza osobistym przeżywaniem pokazów bardzo ważne jest zaufanie, bo ono przekłada się na wynik pracy zespołowej. My w naszym zespole mamy bardzo dobre relacje, które wzmacniamy, spędzając ze sobą dużo czasu nie tylko w powietrzu, lecz także na ziemi. Tworzymy zespół w pełnym tego słowa znaczeniu – razem wypoczywamy, bawimy się i pomagamy sobie wzajemnie.

Jak bardzo wymagające jest przygotowanie pokazu i jakie aspekty poza techniką należy brać pod uwagę?

– Nigdy nie tworzymy całkowicie nowych programów, lecz bazujemy na figurach, które mamy już opanowane, wzbogacając pokaz o nowe numery. Poza tym zawsze mamy przygotowane dwa warianty i w ostatniej chwili decydujemy, która wersja będzie lepsza, w zależności np. od siły wiatru i ogólnych warunków pogodowych. Oczywiście nie ma mowy o całkowitej improwizacji. Na początku sezonu układamy pokaz, który powtarzamy przy okazji różnych występów z niewielkimi modyfikacjami w obrębie pewnych elementów. Wprowadzenie nowych figur poprzedzają analizy i liczne próby, po czym ostatecznie bywa i tak, że rezygnujemy, bo nowy element okazuje się nie dość spektakularny.

Z drugiej strony, z doświadczenia wiemy, że tak naprawdę publiczność nie bardzo lubi się bać i zasadniczo woli spokojne show. Musi być parę emocjonujących momentów, ale nie mogą one dominować. Pokaz trwa około 15 min. i proszę mi wierzyć, że trudno jest utrzymać uwagę ludzi przez ten czas, dlatego nie ma sensu porywać się na szereg karkołomnych akrobacji. Czasem elementy, które są dla pilotów niezwykle trudne do wykonania, przechodzą niemal niezauważone i nie robią zamierzonego efektu, a już na pewno widzowie nie zdają sobie sprawy ze stopnia ich trudności. Mimo to takie elementy też zawsze staramy się przemycić, ale raczej z myślą o fachowcach, którzy docenią nasz kunszt.

Gdzie przebiega granica między efektem wizualnym pokazu a bezpieczeństwem?

– Wbrew pozorom ta granica jest wyraźnie widoczna. Oczywiście pokazy wiążą się z ryzykiem, ale najważniejsze, by podchodzić do każdego z głową i z rezerwą, a w efekcie umieć się w odpowiednim momencie wycofać w obliczu zagrożenia, nawet jeśli trzeba przed czasem zakończyć pokaz. My już jesteśmy wylatani i nie kusi nas, żeby szarżować.

Co wyróżnia Grupę Akrobacyjną „Żelazny” na tle podobnych zespołów lotniczych?

– Na pewno barwy czerwono-białych samolotów, szczególnie z perspektywy kobiet, które zwykle rozpoznają samochody po kolorach. Poza tym trudno znaleźć inną grupę, która latałaby na czterech innych samolotach, co jest dodatkowym utrudnieniem i podnosi nam poprzeczkę w zakresie pilotażu. Nasze pokazy często wzbogacamy o mijanki, które wydają nam się ciekawe dla obserwatora, a niewiele grup je wykonuje. Podobnie nie każdy umie latać agresywnie przy małych prędkościach, a my to praktykujemy. Mamy za sobą unikalne doświadczenia, takie jak włączenie do pokazu szybowca. Jednym z naszych atutów jest też trwałość zespołu. Co więcej, zależy nam, żeby ludzie dobrze nas zapamiętali i mieli pamiątkę z pokazu, dlatego rozdajemy publiczności plakaty i przygotowujemy gadżety zespołu, żeby jeszcze lepiej dotrzeć do pasjonatów lotnictwa, zwłaszcza do młodzieży, która jest przyszłością narodu.

Czy mają państwo grupę fanów, którzy jeżdżą na wszystkie pokazy grupy „Żelazny” i kibicują państwu na pokazach?

– Tak, mamy wiernych fanów, którzy przyjeżdżają na większość pokazów w roku, począwszy od otwarcia sezonu. Po tylu latach rozpoznajemy ich i bardzo szanujemy oraz cenimy za wsparcie, dlatego też staramy się ich nieco lepiej uhonorować, a nawet pomóc w miarę możliwości, np. w organizacji noclegu itp.

Widzi pan potencjalnych następców dla obecnego składu? Młodzież wykazuje zainteresowanie lotnictwem akrobacyjnym?

– Jak najbardziej, jest dość liczna grupa młodych ludzi wychowanych przy grupie – pomagają przy technice, organizacji wyjazdów, a przy okazji sami się uczą i widać, że tym żyją. Jeśli do tego świetnie latają, nie będzie problemu z przekazaniem pałeczki.

W GA „Żelazny” jest kilka kobiet. Jak radzą sobie w tym zawodzie przypisywanym mężczyznom?

– Kiedyś to było nie do pomyślenia nawet dla mnie (śmiech). Teraz kobiety są w coraz większym stopniu dopuszczane za stery i dobrze, bo nadają grupie kolorytu. Na pewno jest to też magnez medialny, który wzbudza zainteresowanie opinii społecznej, ponieważ kobiety piloci są w mniejszości. Jednak trzeba uczciwie przyznać, że są naprawdę zdolne i już zdążyły pokazać, co potrafią – mają po 1000 godzin lotów, są mistrzyniami świata, a to duże osiągnięcie, tym bardziej, że rywalizacja odbywa się na równych prawach z mężczyznami.

Latanie jest dla pana zawodem czy pasją?

– Wspaniale jest, gdy to się łączy. Mnie się to udało i mogę powiedzieć, że połączenie pracy z pasją uszczęśliwia. Od dziecka marzyłem o tym, by latać, i okazuje się, że warto marzyć. Latałem na odrzutowcach, po odejściu z wojska pracowałem w firmie lotniczej, a teraz z wielką przyjemnością realizuję się w grupie akrobacyjnej i uczę młodych pilotażu.

Jakie są plany grupy? Mają państwo już wypełniony kalendarz na 2016 r.?

– Część wydarzeń już znamy, ale na pewno pojawią się kolejne imprezy masowe, bo latamy praktycznie do jesieni. Pod koniec sierpnia albo dopiero w przyszłym roku chcemy stworzyć nowy program w związku z wprowadzeniem nowego samolotu. To otworzy nowe możliwości pokazowe w większym zespole. Marzy nam się też udział w programie defilady na stulecie lotnictwa polskiego za dwa lata. Chcemy również mocniej zaangażować kobiety, które latają w naszej grupie na szybowcach.

Nie ukrywam, że latamy komercyjnie, bo nawet na treningi trzeba zarobić. Dlatego chętnie korzystamy z zaproszeń od organizatorów różnych imprez plenerowych. Są też stałe wydarzenia cykliczne, w których uczestniczymy. Do takich należy święto bazy w Krzesinach, gdzie byłem kiedyś dowódcą.

Często bywamy na południu Polski ze względu na lepsze warunki infrastrukturalne, lubimy latać w Krakowie, chociaż np. na ten rok mamy już umówiony pokaz w Szczecinie, a więc będziemy również nad morzem.

Dużo jeździmy z występami od maja do września, ale nie chciałbym spędzać każdego weekendu w samolocie – od pasji też trzeba czasem odpocząć. Jednocześnie chciałbym podkreślić, że pokazy stanowią jedynie część działalności Grupy Akrobacyjnej „Żelazny”. Równolegle jesteśmy zaangażowani w przywrócenie po latach kierunku lotnictwo na uczelni w Poznaniu. Poza tym proponujemy loty dla amatorów, co może być świetną przygodą nawet dla tych, którzy z lotnictwem nie mają na co dzień nic wspólnego, zwłaszcza że pamiątką z lotu jest filmik. Na specjalne okazje jest możliwość wycięcia w powietrzu serca dla ukochanej lub ukochanego, którzy podziwiają wyczyn z ziemi.

Firma Oris wypuściła właśnie na rynek limitowaną edycję zegarków specjalnie dla grupy „Żelazny”. Jak postrzega pan ten projekt?

– Marka Oris od lat powiązana jest z lotnictwem. Wyróżnia się dużą precyzją oraz ciekawym designem, dlatego zdecydowaliśmy się na współpracę. Wspomniana krótka seria rozeszła się nad wyraz szybko, co sprawiło, że trwają prace projektowe nad podobnym, nieco zmodyfikowanym modelem zegarka.

Czy trudno jest pozyskać sponsorów dla tak wąskiej dziedziny lotnictwa?

– Dość trudno, bo młode wilki biznesu już w szkołach zarządzania uczą się, że lotnictwo jest mało zyskowne z punktu widzenia sponsoringu, bo trafia do wąskiej grupy. Ja się z tym nie zgadzam, natomiast jestem zdania, że trudno oszacować, do jakiej liczby odbiorców trafi dany pokaz. W tej dziedzinie warto zarzucić myślenie stricte biznesowe i działać sercem, zdając się na intuicję. Niemniej firmy, które z nami współpracują, nie mają powodów do narzekań. Aktualnie w planach jest nowy energetyk, który w nazwie będzie miał „Żelaznego”.

Rozmawiała Małgorzata Szerfer , Fot. Jacek Waszczuk

 

Oris dla „Żelaznych”

Udostępnij ten post:



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *