Adam Konkol

ADAM KONKOL – W muzyce liczą się emocje

Opublikowano: 31 lipca 2023

W naszym kraju przepis na przebój to połączenie biesiady z lekko discopolowym tekstem i ubranie tego w gitary. Ma być łatwo i przyjemnie. Ale czasem nie warto iść z nurtem i poddawać się mainstreamowi. Warto zaufać temu, co dzieje się w sercu. Wierzę, że słuchacze docenią autentyzm dźwięków, emocji i słów inspirowanych życiem – mówi Adam Konkol, założyciel zespołu Łzy i twórca jego przebojów, który niedawno z nowymi muzykami wydał płytę i już pracuje nad kolejną

Na rynku muzycznym funkcjonują dziś dwa zespoły Łzy, z odrębnymi trasami koncertowymi, stronami internetowymi i social mediami. Czy fani się nie gubią?

Adam Konkol − Fani, którzy z nami zostali, znają sytuację, śledzą naszą drogę i wiedzą, gdzie nas znaleźć. Zagubieni mogą być słuchacze, którzy dopiero nas odkryli. Niestety mylą się organizatorzy koncertów, którzy zapraszają nie ten zespół, a potem są rozczarowani, gdy na scenie nie ma blondynki, założyciela zespołu, hitów, takich jak „Agnieszka 2.0”, tylko pojawiają się byli muzycy zespołu, którzy grają moje przeboje. Chociaż to ja napisałem muzykę i teksty do wszystkich największych przebojów Łez, na tę chwilę każdy może zgodnie z prawem nazwać zespół Łzy i grać moje piosenki, ponieważ zostały zgłoszone do ZAIKS-u. Moi byli koledzy są tego świadomi i żerują na moim dorobku.

Wiadomo, że konflikty w zespołach są codziennością, ale tu rozłam i nowe składy grające praktycznie ten sam repertuar pod tą samą nazwą wprowadzają chaos. Czy można było uniknąć tej sytuacji?

Adam Konkol − Okazuje się, że wiele racji ma moja żona, która mówi, że cały czas słabo znam życie. Wciąż jestem zaskoczony tym, jak sprawy się potoczyły. Dla moich byłych kolegów z zespołu granie moich utworów i bazowanie na popularności Łez to po prostu łatwe pieniądze. Dopóki będą mogli, będą to wykorzystywać. Mimo że posiadam mnóstwo oświadczeń i dowodów, od 2 lat czekam na wyrok Urzędu Patentowego w sprawie praw autorskich do nazwy zespołu. Jestem pewny swego, ale jednocześnie mam wrażenie, że w Polsce takie decyzje to często rzut monetą. Mogę jedynie robić swoje i wierzyć, że każdy, kto choć trochę zna się na muzyce, właściwie odczyta różnice w naszym brzmieniu i ich brzmieniu. Jeśli chodzi o liczby, totalnie ich nokautujemy. Byłem zmuszony założyć nowe social media i stronę www.lzyofficial.pl. Wierzę, że ci, którzy mają na nas trafić, znajdą nas. Świadomość jest coraz większa, a nasza nowa płyta „Ok, ok” jest wśród 20 najlepiej sprzedających się albumów w kraju, co jest poza zasięgiem drugiego składu, tak samo jak oglądalność naszych nowych teledysków.

Czy w zaistniałych okolicznościach, niezależnie od formalnej decyzji Urzędu Patentowego, czuje się pan tak po ludzku przegrany, oszukany?

Adam Konkol − Na pewno nie czuję się przegrany, bo trwam i robię to samo, co robiłem przez 25 lat. Mam po swojej stronie Anię Wyszkoni, która rozumie, co zaszło, i wielu fanów. Oszukany? Zdecydowanie tak właśnie się czuję. Gdy nic nie wskazywało, że w zespole dzieje się coś złego, dowiedziałem się, że 2 miesiące wcześniej kolega z zespołu chciał zarejestrować zespół na swoje nazwisko. To był szok. Z czasem na stronach, gdzie figurowałem jako założyciel zespołu Łzy, zacząłem istnieć w sieci jako współzałożyciel. To zmienianie historii muzyki i manipulowanie słuchaczami dzieje się na moich oczach. Na szczęście branża muzyczna zna fakty i nie da się łatwo oszukać. Jednak takim manipulacjom musimy się przeciwstawiać.

Czy dzięki nowemu składowi oprócz wiernych fanów zyskują państwo także nowych odbiorców?

Adam Konkol − Oczywiście. Najlepszym tego dowodem jest nasza nowa płyta, która okazała się spektakularnym sukcesem i jest w Polsce w sprzedażowej czołówce. Z poprzednim składem nigdy nie znaleźliśmy się w Top100. Dostajemy mnóstwo wiadomości od słuchaczy, którzy cieszą się, że znowu gramy, chwalą nasze nowe piosenki. Z pozytywnym odbiorem spotyka się też nowa wokalistka, która w opinii fanów sprawiła, że Łzy brzmią jak Łzy. Docierają do nas informacje, że ci, którzy po odejściu Ani Wyszkoni przestali nas słuchać, teraz do nas wracają, bo znowu jest klimat. 10 lat temu demokracja, która wdarła się do zespołu, wszystko zniszczyła. Teraz, podobnie jak w początkach zespołu, nie ma na nią miejsca. Wziąłem sprawy w swoje ręce i jest sukces.

Adam Konkol

Pomimo bagażu negatywnych doświadczeń i nadszarpniętego zaufania skompletował pan nowy skład. Teraz jest odpowiednia hierarchia i atmosfera pracy?

Adam Konkol − Myślę, że tak. Każdy zna swoje miejsce w zespole, co nie przeszkadza nam fajnie spędzać razem czasu, nie tylko na próbach, ale też po koncertach. W poprzednim składzie zabrakło tego koleżeństwa, wszyscy się wypalili. Liczył się zarobek. Teraz wszyscy czekamy, żeby się spotkać, razem zagrać, porozmawiać. Łączy nas więcej niż praca, muzyka. Mam nadzieję, że nic się pod tym względem nie zmieni.

Ale to pan jest szefem i decyduje o repertuarze. Jak zatem będzie się kształtował kierunek muzycznych poszukiwań nowych Łez?

Adam Konkol − Łzy zawsze eksperymentowały z gatunkami, ale dużą wagę przywiązywałem też do ciekawych tekstów. Na nowym krążku, który okazał się dużym sukcesem, dałem z siebie jakieś 30 proc. swoich możliwości. Chciałem jak najszybciej wydać płytę, żeby pokazać, że jestem, że działamy. Album powstał trochę pod presją czasu. Poza tym wciąż czuję za plecami oddech, swego rodzaju kulę u nogi, która przeszkadza mi w uwolnieniu emocji. Po wydaniu płyty spora część tego negatywnego bagażu, który mi ciążył, ze mnie zeszła. Mam nadzieję, że wyrok Urzędu Patentowego, który zapadnie na moją korzyść, pozwoli mi całkiem oczyścić umysł i poświęcić się tworzeniu z nową energią.

Już teraz zacząłem komponować i przez ostatni miesiąc napisałem więcej piosenek niż przez minione pół roku. Odblokowałem się i widzę, że repertuar Łez będzie ambitny. Tym razem powstanie bez pośpiechu i bez półśrodków. Chcę, żeby kolejny album – dwupłytowy – był w pełni zgodny z moją wizją. Marzy mi się, żeby znalazło się na nim ok. 22 piosenek wybranych spośród utworów, które stworzę w ciągu roku. Płyta będzie melancholijna, raczej smutna, inna od repertuaru, jaki tworzyłem ostatnio dla zespołu Łzy, ale na pewno na wysokim poziomie. Chcę, żeby teksty współgrały z muzyką i chwytały za serce. Myślę, że doświadczenia ostatnich lat przełożą się na nagromadzenie emocji na płycie, nad którą pracuję. Sam nie mogę doczekać się efektu.

Wierzę, że słuchacze docenią autentyzm dźwięków, emocji i słów inspirowanych życiem. W naszym kraju przepis na przebój to połączenie biesiady z lekko discopolowym tekstem i ubranie tego w gitary. Ma być łatwo i przyjemnie. Ale czasem nie warto iść z nurtem i poddawać się mainstreamowi. Warto zaufać temu, co dzieje się w sercu.

W czym tkwi sukces nowego krążka „Ok, ok”?

Adam Konkol − Sam jako twórca i wykonawca nie jestem obiektywny, ale dostaję wiele sygnałów, że odbiorcom podobają się wszystkie piosenki z płyty. Myślę, że to podstawa, ale nie tylko to ma znaczenie. Wydanie płyty jest przepiękne, box ma w środku wiele niespodzianek – wygląda jak wydanie kolekcjonerskie. Chciałem, żeby płyta również pod tym względem była wyjątkowa i efekt przerósł moje oczekiwania. Poza tym ludzie chcą znowu słuchać Łez z głosem, który pasuje do tego zespołu.

Jakie kryteria decydują o wyborze wokalistki, która jako twarz i głos jest mocno identyfikowana z zespołem? Czy trudno było zastąpić Anię Wyszkoni, a teraz wybrać właściwą osobę w tak ważnym dla zespołu momencie?

Adam Konkol − Po odejściu Ani na casting zgłosiło się 660 osób, głównie dziewczyn. Wybraliśmy 3 wokalistki. Z jedną – Alexandrą − nagrałem solową płytę klubową z moją muzyką i tekstami,  która pokryła się złotem. Druga kandydatka, która teraz śpiewa u Piotra Rubika, nie przyjechała na finał, a trzecią była Sara, która śpiewała w zespole Łzy przez 10 lat. Gdy szukałem głosu do nowego składu, nie podałem, o jaki zespół chodzi. Zgłosiło się około 100 dziewczyn. Gdy usłyszałem głos Pauliny Titkin, casting się skończył. Jej głos pasował idealnie. Zrozumiałem, że głos byłej wokalistki, która notabene 2 lata temu wypowiedziała umowę zespołowi, nie pasował do charakteru zespołu, a ciepła barwa Pauliny Titkin to jest to. Do tego dobrze się dogadujemy, choć oboje jesteśmy silnymi osobowościami.

Jakie są pana muzyczne inspiracje?

Adam Konkol − Słucham praktycznie wszystkiego: od muzyki klasycznej, przez piosenki łatwe i przyjemne, po hip hop i ciężkie brzmienia. We wszystkich gatunkach szukam emocji, bo to one są dla mnie najważniejsze w muzyce. Rzadko słucham radia, bo tam słuchacza karmi się utworami, które jednym uchem wlatują, a drugim wylatują. W rozgłośniach trudno znaleźć głębsze utwory z przekazem. Dlatego sam staram się szukać wykonawców, niekoniecznie popularnych, którzy mnie poruszają.

Czy polski rynek muzyczny jest dziś dla artysty bardziej wymagający niż kilkanaście, 20 lat temu?

Adam Konkol − Tu nie mam jednoznacznej odpowiedzi. Dla jednych jest łatwiej, dla innych trudniej. Na pewno 20−30 lat temu większe znaczenie miał talent. W tej chwili żeby zaistnieć i odnieść chwilowy sukces, ważniejsze jest, czy ma się znajomości w branży lub w radiu, wpływy, pieniądze. Jeśli ktoś ma środki lub kontakty, a najlepiej jedno i drugie, łatwo może dziś znaleźć się na szczytach list – dzięki odpowiedniej promocji, kompozytorom, autorom tekstów, technologii. W studiu nagrań nawet z kogoś, kto nie potrafi śpiewać, można zrobić gwiazdę.

Mnie osobiście bardzo przeszkadza na polskim rynku brak producentów muzycznych z prawdziwego zdarzenia. Ich rola zwykle ogranicza się do nagrania gotowego utworu, z którym przychodzi twórca. Za granicą to wizjonerzy, którzy doradzają artyście, ukierunkowują go, wspólnie pracują nad ostatecznym brzmieniem piosenki. Ostatnie dwa utwory z nowej płyty Łez wyprodukował Amerykanin z Jersey i czuć na nich inną jakość, ale nadal nie jest to to, czego szukam. Z muzyką dance sytuacja wygląda nieco lepiej, ale na rynku muzyki poprockowej bardzo trudno o dobrego producenta.

Mówił pan o tym, co pozwala dziś zaistnieć. A co pozwala trwać na rynku i latami cieszyć się sympatią słuchaczy?

Adam Konkol − Trzeba było napisać przeboje 20 lat temu. Dziś w branży jest taki przemiał, że praktycznie nie ma miejsca na długie kariery. Młodzi artyści, którzy lansują jakiś hit, nie zdają sobie sprawy, że dziennikarze muzyczni szybko się nudzą i zaraz puszczą w eter kogoś nowego. Publiczność też jest przyzwyczajona do wciąż nowych bodźców. Przed laty przeboje były wieczne, dziś to się nie zdarza. Artyści są krótko eksploatowani, dostają swoje 5 minut, po czym branża ich wypluwa i skupia na kimś innym. Współczuję młodym artystom, którzy dziś debiutują, bo rotacja, jaka ma miejsce na rynku, nie wróży nic dobrego. Nie znam w tej chwili patentu na to, jak od zera stać się idolem, który przetrwa na scenie dłużej niż 3−4 sezony.

Rynek niewątpliwie jest trudny, ale artyści też mają wygórowane ambicje, które sprawiają, że ich upadek następuje szybciej niż wzlot. To, że założyłem zespół w latach 90. i działam od 27 lat, to najlepsze, co mogło mnie spotkać.

Pisał pan muzykę i płyty na swoje płyty, ale także dla innych wykonawców. Czy cały czas jest pan otwarty na współpracę z artystami?

Adam Konkol − Był okres, kiedy obraziłem się na rynek muzyczny i tworzyłem głównie dla innych, z dużymi sukcesami, bo ich płyty pokrywały się złotem albo platyną. To mnie utwierdzało, że potrafię to robić. W tej chwili 95 proc. czasu i energii poświęcam mojemu zespołowi. Nie piszę piosenek taśmowo, dlatego jeśli już mam dobry utwór, wolę, by wykonywał go zespół Łzy. Czasem jednak robię wyjątki i jeśli ktoś prosi mnie o piosenkę, zgadzam się. Tak było ostatnio w przypadku utworu dla Czadomana. To muzyka, która do nas nie pasuje, ale czasem mam ochotę napisać coś lżejszego, weselszego. Dlatego nigdy nie mam w szufladzie zalegających piosenek, praktycznie wszystko, co piszę, znajduje swojego odbiorcę.

Adam Konkol

Muzyka jest dla pana być albo nie być, czy widzi pan swoją przyszłość poza sceną?

Adam Konkol − Gdyby nie to, że uwielbiam uwalniać emocje w muzyce i koncertować, mógłbym zrezygnować z dnia na dzień. Przed pandemią otworzyliśmy z żoną kliniki medycyny estetycznej, które dzięki jej talentowi świetnie prosperują. Żaden sukces muzyczny nie jest w stanie przebić tego finansowo. Gdyby było to jedyne kryterium, rzuciłbym swoją pracę, zwłaszcza że przez zaistniały rozłam ponoszę wysoki koszt psychiczny trwania na rynku. Ale Łzy to moje dziecko, którego nie jestem w stanie zostawić. Dlatego staram się skupiać na pozytywach i walczyć o nie, choć nie potrzebuję muzyki, żeby przetrwać.

Co było dla pana najważniejszą lekcją z blisko 30 lat na rynku muzycznym?

Adam Konkol − Było wiele dobrych momentów, ale ostatnie 10 lat je przyćmiło. Dlatego nauczyłem się, że ograniczone zaufanie do każdego to w tej branży podstawa. Dziś wiem, że trzeba być egoistą i patrzeć na swoje pragnienia, cele, a nie oglądać się na innych. Był czas, gdy sam robiłem wszystko dla zespołu, a profitami dzieliliśmy się po równo, ja nie spałem, zajmowałem się sprzedażą płyt, a koledzy mieli wakacje. Przyszło mi zapłacić za to wysoką cenę. Widzę swoje błędy z młodości i wiele rzeczy zrobiłbym inaczej. W obecnym składzie czuję się bezpiecznie i myślę, że możemy dużo osiągnąć.

Skoro muzyka to nie wszystko, jakie ma pan pozasceniczne marzenia?

Adam Konkol − Materialne marzenia wcześnie spełniłem, ale całe życie chorowałem. Mam I grupę inwalidzką, ale mimo to jestem u szczytu formy, nigdy nie czułem się tak dobrze. Mogę jeździć na rowerze i wejść bez zmęczenia na I piętro, a nie zawsze było to możliwe. Miłość mam, od 15 lat jestem zakochany w swojej żonie, więc marzę tylko o zdrowiu. Wiem, co znaczy choroba, dlatego chciałbym cieszyć się obecną formą jak najdłużej. Mam nadzieję, że zdrowie pomoże mi tworzyć, koncertować i cieszyć się sukcesami Łez w nowym składzie.

Rozmawiała Małgorzata Szerfer-Niechaj

 

Udostępnij ten post:



  • Fan rocka pisze:

    Ale stek bzdur, wstyd ze Pani sie pod czymś takim podpisuje swoim imieniem i nazwiskiem…

    • Marek pisze:

      Sam jesteś stekiem bzdur… współczuje facetowi, ze dał się tak nabić w butelkę.

      • Fan Rocka pisze:

        przecież na wszystkie te kłamstwa są twarde dowody a adam tylko gada, żadnych dowodów vs twarde dowody, sorry …. ale nikt już nie wierzy w te bajeczki, kto tu kogo nabija….

  • Vrock78 pisze:

    Taki sam wywiad jak do Onetu po którym zespol Łzy ( ten prawdziwy) zmiażdżył kłamstwa Konkola, dziwne ze Pani Redaktor dala się na to nabrać….

  • Fanka1 pisze:

    Nie jest kłamstwem że Pan Konkol jest autorem większości piosenek i że to on przez wiele lat wszędzie widniał jako założyciel. Nagle stał się współzałożycielem bo zrobiło się to wygodne. Nie dziwię się Panu Adamowi że walczy o swoje, za jego plecami ktoś próbował zastrzec nazwę zespołu który on stworzył. Tak się nie robi

  • Vrock78 pisze:

    Pani Fanka1 to ja tylko tu zostawię, bo to nie wymaga komentarza : “Pewnego dnia jak już trochę znałem Arka (Dzierżawę) zapytałem go czy nie chciał by ze mną założyć kapeli-takiej w stylu Heya… takiej rockowej… Nie zastanawiał się długo. Powiedział O.K…i to były początki Łez.” – Adam Konkol 2004 r. Pozdrawiam.
    PS. a co do nazwy co każdy może zobaczyć, to patent był na wszystkich, także tego ….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Powiązane treści
Sonos
Dzięki zaawansowanym technologiom, takim jak wzmacniacze kla...
Stanisław Lem
Wielcy tego świata muszą rozwiązać problem katastrof...
czerwone maki
W czwartkowy wieczór w warszawskim Multikinie Złote...
Jan Sabiniarz
16 marca 2024 r. w hotelu Aubrecht w Koprzywnicy mia...
Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena
17 marca  br. rozpoczął się 28. Wie...