Zawsze uważałam, że trzeba pisać o tym, na czym się człowiek zna, czego osobiście doświadcza. Pomyślałam, że powinnam napisać o moim rodzinnym mieście poza sezonem. Pokazać czytelnikom to, czego nie widać, kiedy przyjeżdża się tu na urlop lub na koncerty – mówi Beata Mieczkowska-Miśtak w rozmowie o swojej debiutanckiej powieści „Fabryka wiatru”, której fabuła osadzona jest w Kołobrzegu
Beata Mieczkowska-Miśtak – Zawsze czułam potrzebę zapisywania rzeczy, które mnie zainteresowały. Czasami był to fragment rozmowy zasłyszany w sklepie albo w kawiarni. Innym razem jakaś sytuacja lub okoliczności sprawiały, że musiałam zapisać refleksję, którą wywołały. Zwykle robiłam to na marginesach kalendarzy lub w notesikach, które miałam w torebce. Właściwie od dawna wiedziałam, że napiszę jakąś historię. Zbierałam doświadczenia i czekałam na odpowiedni czas.
Kiedy życie zdecydowało, że muszę odrobinę zwolnić zawodowo, napisałam „Fabrykę wiatru”. Właściwie to ona sama się napisała, a ja pozwoliłam jej się nieśpiesznie wylać z mojej głowy i zmaterializować. Ale wahałam się, czy wysłać ją do wydawcy. Potem martwiłam się, czy znajdzie się ktoś, kto ją doceni. To nie była łatwa decyzja, ale jestem bardzo szczęśliwa, że ją podjęłam. Największą frajdą są oczywiście spotkania z czytelnikami, rozmowy z nimi, ich uwagi. Dają mi one pewność, że nie popełniłam błędu i że powinnam pisać dalej.
Beata Mieczkowska-Miśtak – Zawsze uważałam, że trzeba pisać o tym, na czym się człowiek zna, czego osobiście doświadcza. Pomyślałam, że powinnam napisać o moim rodzinnym mieście poza sezonem. Pokazać czytelnikom to, czego nie widać, kiedy przyjeżdża się tu na urlop lub na koncerty. Znam to miasto, znam kilka sekretów. Widziałam rzeczy, które mnie zadziwiły. Postanowiłam uchylić rąbka tajemnicy. Nie wiedziałam, czy historia zdjęcia, na którym sfotografowano tajemniczy budynek, i perypetie związane z odszukaniem go pobudzą wyobraźnię ludzi, którzy sięgną po moją propozycję. Jednak byłam pewna, że niewiarygodne opowieści rybaków, o tym, co widzieli na morzu, które od dzieciństwa mnie fascynowały, przypadną do gustu również tym, którzy trafią na moją książkę.
Beata Mieczkowska-Miśtak – Myślałam o ludziach ciekawych świata i miejsc, do których jadą na urlop lub do pracy. Takich, których nie znają od podszewki tak jak ci, którzy tu mieszkają od zawsze. Pomyślałam, że to głównie do nich chciałabym skierować swoją historię. Chciałam opowiedzieć ją niespiesznie, żeby poddali się jej rytmowi i odpoczywając nad brzegiem Bałtyku, zobaczyli to, co widzę ja. Jednocześnie chciałam, aby to była zagadkowa, pełna tajemniczości opowieść, która spowoduje, że spojrzą na to miejsce mniej powierzchownie. Okazało się, że przypadła ona do gustu także kołobrzeżanom. Kiedy spotykam się z kimś ze znajomych, kto przeczytał moją książkę, często słyszę, że jest pełna miłości i opisuje Kołobrzeg jako piękne i wyjątkowe miejsce. Jestem dumna, że tak o tym myślą.
Beata Mieczkowska-Miśtak – Historia szalonej dziennikarki, która poszukuje budynku ze zdjęcia, spowodowała, że już nie wyobrażam sobie życia bez pisania książek. Napisałam kolejną powieść, której akcja rozgrywa się także w Kołobrzegu. Tym razem inna dziennikarka, specjalistka od anomalii pogodowych, wpada na ślad morderstwa, które popełniono w Kołobrzegu tuż przed sezonem. Jak można się domyślać, niesie to za sobą wiele perturbacji. Spokojny kurort i taka tragedia muszą spowodować najazd mediów i napompowanie tematu. Uważam, że to dobra historia. Teraz jeszcze potrzeba mi szczęścia, żeby znaleźć wydawcę, który zechce ją wydrukować i promować. Na tym etapie proza zdominowała poezję, ale ona jest zawsze obecna w moim życiu. Teraz po prostu wiersze zapisuję na marginesach. A kiedy przyjdzie na nie czas, powstanie nowy tomik poezji.
Beata Mieczkowska-Miśtak – Gdybym nie kochała tego miejsca, pewnie bym dziś mieszkała gdzie indziej. Tymczasem od 50 lat jestem z nim związana. Mam też nadzieję, że późny debiut nie zaprzepaści mojej szansy na popularność. Akurat jeśli chodzi o pisarzy, to uważam, że aby pisać, trzeba mieć coś ważnego do powiedzenia. Trzeba być wiarygodnym i prawdziwym w tym, co się robi. Wtedy jest się przekonującym. Zależało mi, żeby umieścić fabułę w miejscu, które dokładnie znam.
Chciałam, żeby czytelnik biorąc moją książkę do ręki, mógł się przejść po tych miejscach i zakamarkach, gdzie była bohaterka książki. Poczuć to, co ona. Zatracić się w tej historii. Jeśli więc zobaczę któregoś dnia kogoś, kto siedzi na kocyku na plaży, trzyma w ręku moją książkę i wpatruje się w morskie fale, wypatrując w nich niedźwiedzia morskiego, to będzie znaczyło, że osiągnęłam coś więcej.
Dodaj komentarz